Posty

Wyświetlanie postów z 2025

Górska wycieczka

Obraz
Marzę o górach. Chcę do nich wrócić i oglądać wierzchołki śniegiem okryte i w chmurach schowane. Przejechać poprzez kolejne przełęcze i mosty. Zobaczyć leniące się na stokach jelonki i kozice. Niedźwiedzia, który przechodzi przez drogę. Odkryć nowe leśne gaje i przełęczy błyszczące potoki. Odbijające się w świetle księżyca górskie stawy i górskie jeziora. Świecące światełka z domów w głębi oddalonych miasteczek. Napić się wody ze źródła i odetchnąć górskim powietrzem. Jakie są góry, zastanawiam się, bo przecież to nie tylko piękne widoki. Góry to także schody. Schody, jako homonim, po których idąc codziennie, pokonujemy kolejne stopnie. Stopnie, są trudami życia. Niektóre czasem są za wysokie, jak poniektóre góry i ich szczyty. Gdzieś zawsze napotkamy stopnie i idziemy po nich, bo pragniemy, a innym razem musimy dotrzeć do jakiegoś celu. Czasem zatrzymamy się u podnóża góry, bowiem sił na więcej nie mamy, ochoty albo czasu. Kiedy odmówimy po schodach chodzenia, nagle staniemy w miejscu...

Miałem coś napisać

Miałem coś napisać Miałem coś napisać, ale ciągle pusto w mojej głowie. Nie mogę zebrać myśli, serce mnie boli. Do walki się zbieram, na literach się skupiam, ale ciągle nie wiem, gdzie mam iść. Chciałem pojechać gdzieś, ale zapomniałem i teraz jestem przed kolejną transzą emocji. Wzruszeń, których nie ma i nigdy nie było. Coś koło mnie się wywróciło i ciągle leży. Ruszyć nie może, wszak to nie morze. Skała jakaś, kawał drewna, plastikowe rupiecie, sam nie wiem. Zmysły straciłem, tak w tamtym tygodniu byłem nikim. Zapomniałem o wszystkich, nawet tych najbliższych. Zamknąłem umysłu zmysły i nie słyszałem pukania. Ktoś pukał do mych drzwi, ale nie zauważyłem, a kiedy otworzyłem, nie było tam już żadnych butów, kapeluszy i biustonoszy. Kobiecego głosu nie było, żadnego, nawet kotów śpiew. Nie wiem, co teraz wymyślę, ale dla Ciebie jestem rabusiem. Zrabowałem serce twoje, potem schowałem w kieszeni. W kieszeni była dziura i z podłogi podniosłem. Zapakowałem w papierze śniadaniowym i wł...

Skręca mnie

Myśli moje pogruchotane, rozczochrane. Nie wiem, co się dzieje, w kółko jakieś marzenie. Trampki, kolana, majtki niewiasty, a głowie chwasty. Nie tak szybko, tu jeszcze, a na środku nerwica. Czuję się świetnie, aż mnie dreszcze i wrzeszczę. Głośno i przez kolejne istnienia obiekcje. Dysonanse oraz takie różne niuanse. Fakir na stelażu, tortury wieczne i oczy. Wielkie wytchnienie, strachy poszły precz. W czarnym lekarstwie mnóstwo zdrowia. Łeb jak koza, spać chce, ścieżka i noga. Autorka słów pogroziła, słowa wybiórcze. Trzy miesiące, w pamięci zostały tylko zające. Wiersze gorejące, zapomniane, puste wiadro. Awantura swoje powiedziała, zgrabiła trochę siana. Jeszcze nie koniec, ciągle alfabetyczne rozstroje.

Bojaźliwy dzień

Obraz
Ogarnął mnie wielki strach, O jakże to tak. Po drodze kamienie, Kolorowe szare marzenie. Już wszystko pozamykane, Walizki każde spakowane. Teraz ja stoję na drodze, Gdzie mnie poniesie strach. Mnóstwo myśli w mej głowie, Także w nogach czuję mrowie. Boję się strasznie tak, Jakże będzie taki znak. Jeszcze spokoju tchnienie, Nie poddam się przecież. Do boju myśli sczochrane, Tam trwogi i darmowe śniadanie. Garstka marzeń, a kto wie, jaki bieg, Już składam się, jutro nowy śnieg.    

Siedzę na zadupiu

Siedzę na zadupiu i nie mogę się podnieść. Padłem na kolana, z kolan na ziemię. Leżę i kwiczę majestatycznie. Nie widzę słońca, wszystko zaśnieżone. Zalega to białe gówno na całej przestrzeni. Jak bardzo lubię śnieg, tak ostatnio niekoniecznie przepadam za nim. W lecie chętnie się w nim tarzam. Jadę wysoko w góry, jak najwyżej, gdzieś w Alpach ląduję i zaczynam podziwiać krajobrazy. Biorę  śnieg do ręki, po czym zaczynam się w nim tarzać. Przyjemne uczucie, ale kiedy jestem na swoim zadupiu, nie mam najmniejszej ochoty na zabawy ze śniegiem. Pochorowałem się, złapałem covida i grypę jednocześnie, potem się rozpadłem na miliony kawałeczków. Odciąłem się od świata, od bliskich i kochających. Zamknąłem się na cztery spusty i nie mogę przejść do porządku dziennego. Psychicznie siadłem i tylko z nienawiścią patrzę na telefon, bo ciągle ktoś do mnie dzwoni. Ostatnio coraz rzadziej. Patrzę, jak dzwoni i czekam, aż przestanie. Dzwonią do mnie ludzie, bo kto inny. Kochający ludzie, a ja tyl...

Trolle spoza Polski

Jakiś czas temu śledząc filmy na YouTube, zauważyłem że nachalnie przekierowuje mnie do Indii. YouTube jest agregatorem faszystowskich treści. Część treści jest bezpośrednio faszystowska, inne są po to, żeby zasiać u odbiorcy niepewność. Wniosek był mój taki, iż Hindusi reprezentujący rosyjską propagandę piszą w mediach społecznościowych za pieniądze, co rzeczywiście ma miejsce. W ten sposób rozsiewają rosyjską propagandę. Dlaczego Hindusi? Ponieważ kupiony troll w Indiach niewiele kosztuje. Rosyjskie służby i wywiad jest hojnie opłacany przez Putina. Putin ma pieniądze ze sprzedaży paliw kopalnych i handlu narkotykami i różnych interesów. Nie wiemy, jakie pieniądze i ile ich przetransferowano do Rosji za rządów PiS. Możemy się tylko domyślać. Mimo wojny w Ukrainie d ywersyfikacja  Europy przez Putina ciągle ma miejsce i nie ustaje. Ludzie Putina małymi kroczkami rozsiewają niepokój i stwarzają poczucie zagrożenia. To nie tylko trolle piszące w mediach społecznościowych, ale też sk...

Otwórz ramiona

 Otwórz ramiona Otwórz ramiona, serce i przyjmij moją duszę. Spójrz mi w oczy i zabierz w obszar pieszczoty. Rozgrzej moje tęsknoty, niech się rozgoszczą. W tobie głęboko między orgazmy rozczapierzone. Zaczadzone obyczaje, niech uczucie trzaśnie. Pragnienie zakończyło się na naszym dywanie. Złączmy osobne drogi, niech płyną przez tamę. Niechaj uczucie będzie naszym wielkim wyzwaniem. Bezcenna każda chwila na jesiennym deszczu. Choćby grad i śniegi zakryły nasze domy marzeń. Nie dam nic w zamian, poza błyszczącymi oczami. Jestem tu i teraz. Nie mówię, nie piszę i nawet nie myślę. Nie myślę, po prosu jestem, więc podnieść ten listek zanurzony w kałuży, który leży obok ciebie. 

Trochę spokoju i natchnienia

Trochę spokoju i natchnienia Zagrożone istnienie wolnej świadomości. Twarzy przewijających się w odbiciu błotnistym. Blasku czar spadających świec z umysłu. Czy ktoś zrozumie moje utrapienie? Terapia szokowa dla opętanego maniaka. Kroki, kolana tułów i zdeformowana figura. W pejzażu zapomnienia utopia arystokratyczności. Już myśli zrozumiane? Terror, rozdroże, na ramieniu kamienna głowa. Bryła bezpośrednio upadająca z azbestowych schodów. Drwina, tkliwie uśmiechnięta płyta chodnikowa. Herezja hałasu rozpoczęta? Drzwi bez kluczy do kolejnych klamek i zamków. Skrytka na traumatycznie zdeformowane twarze. Oręż za poprzednie katusze wbita w duszę. Skradzione kolejne zorze? Krew, zęby wypływają u źródła marności. Płuca bez tlenu zapełnione ognistą starością. Wyraźne odrętwienie, na niewieścim łonie. Pobudzenie ogłoszone? Szable ograbione z rączek na kobiecym ciele. Torowisko uwieńczone szaloną mistyfikacją. Młotem wbite tajemnice do dłoni wariatom. Afazja w amoku rozpalona? Tytoń ogołocony ...

Śmietnik

 Mieszkam w śmietniku, żyję w bałaganie. Ty nie? Pomyśl głęboko, twój ulubiony dom, samochód, ulica, państwo. Wydaje Ci się, że wszystko poukładałeś, a jednak gdzieś są kredki rozsypane. Otaczasz się murami, ale nie masz ucieczki, bo bałagan wszędzie panuje. Poukładałeś kredki, ale w głowie masz pierdolnik, nie w głowie to na ulicy. Nie na ulicy to w państwie albo na świecie. Nie na świecie, to we wszechświecie, gdzie panuje harmider, którego nikt nie poukłada. Masz czyste myśli, ale sąsiad już ich nie ma. Jesteśmy ludźmi, gatunkiem homo sapiens, który wszędzie bałagani, choć czasem sprawia pozory, że jest inaczej. Nie jest inaczej, otacza nas chaos, na który nie mamy żadnego wpływu i nie uciekniemy od niego. Ktoś pomyśli, co więc mamy zrobić. Po prostu zlekceważyć wszystko i przyjąć do świadomości, że już tak. Wczoraj był Dzień Niepodległości w Polsce, ale przecież tu nie o to chodzi, że kiedyś ktoś Polskę wyzwolił. Chodzi o to, żeby bałaganu było więcej, bo im większe zamieszanie...

Przejście

Przejście Myślami jestem w jakiejś otchłani. Gdzieś się zgubiłem, nie wiem gdzie? W jaskini lwa mróz przeniknął mnie. Kości rozrzucił, wylosował same szóstki. Karcianej gry początek się zaczął. Na skraju drogi nad wodospadem. Gdzie wszystkie smutki się rozbiją. Na skale zostaną tylko krople wody. Kamyki oraz jakieś pszczoły. Nektarem nasycą samotne dusze. Pozostanie słowo i słońce na zawsze.    

Wiecie, że nie będzie nic?

 Podejrzliwy tytuł, czyż nie? Pierdolisz bzdury, a gdzież, przecież mam rację. Jutrzejszy dzień, miesiąc, rok, wiek, tysiąclecia, ale w końcu będzie koniec. Słońce zgaśnie, Ziemi nie będzie i wszystko zastygnie, bądź zniknie. Teorie są takie, że będzie kolejny wybuch, ale czy kiedyś nastąpi, tego nie jesteśmy pewni. Naukowcy twierdzą, że w przeszłości już tak było. Może i będzie, ale dla nas ludzi kolejne miliony lat są wielką zagadką, a co dopiero neony czasu. Nie da się ukryć, że to wszystkie kiedyś zniknie, choćby miało się odrodzić na nowo. Co dla takiego małego żuczka, którym jestem? Nic, moje życie policzone jest w latach i dla mnie zaraz nic nie będzie. Dla was też choćbyście się dziś urodzili. Przecież taka analogia powoduje, że wszystko nie ma sensu, aczkolwiek dopóki żyjemy, możemy się zastanawiać na wszystkim, tylko niestety w ramach naszego ograniczonego czasem życia. Nie mam najmniejszego zamiaru do niczego przekonywać, bo do pewnych kwestii musi każdy sam dojść. O ile...

Buty

Buty, druty i inne farfocle.  Schowane nasze góry. Wydaje się, że to andruty. Nie, to tylko życie nasze. Na bosaka po ostach i na plaży. Piasek i żwir, oczy zamglone. Nadzieją wszystko przytłoczone.