Miałem coś napisać

Miałem coś napisać

Miałem coś napisać, ale ciągle pusto w mojej głowie. Nie mogę zebrać myśli, serce mnie boli.
Do walki się zbieram, na literach się skupiam, ale ciągle nie wiem, gdzie mam iść.
Chciałem pojechać gdzieś, ale zapomniałem i teraz jestem przed kolejną transzą emocji. Wzruszeń, których nie ma i nigdy nie było. Coś koło mnie się wywróciło i ciągle leży. Ruszyć nie może, wszak to nie morze. Skała jakaś, kawał drewna, plastikowe rupiecie, sam nie wiem. Zmysły straciłem, tak w tamtym tygodniu byłem nikim. Zapomniałem o wszystkich, nawet tych najbliższych. Zamknąłem umysłu zmysły i nie słyszałem pukania. Ktoś pukał do mych drzwi, ale nie zauważyłem, a kiedy otworzyłem, nie było tam już żadnych butów, kapeluszy i biustonoszy.
Kobiecego głosu nie było, żadnego, nawet kotów śpiew.

Nie wiem, co teraz wymyślę, ale dla Ciebie jestem rabusiem. Zrabowałem serce twoje, potem schowałem w kieszeni. W kieszeni była dziura i z podłogi podniosłem. Zapakowałem w papierze śniadaniowym i włożyłem do szkatułki z innymi skarbami.
Potem się obudziłem i przypomniałem sobie, że coś położyłem. Poszukiwałem, koty gończe zatrudniłem, ale nigdzie tego nie było. W końcu spadłem z wozu i przypomniałem sobie.

Znalazłem szkatułę, ale klucza nie miałem. Głowiłem się nagle, gdzie jest zaklęcie.
Zaklęcia nigdzie nie było, szkatuła zamknięta, ale się nie poddałem. Przeszedłem przez swoje mózgowie, sprawdziłem wszystkie szare komóreczki i nic. Pusto było, może coś się na mnie zemściło. Tego nie powiem, nie napiszę, lecz klucz znalazłem.
Schowany był bardzo głęboko, na samym dnie Morza Martwego.

Przeleciałem nad nim i się schowałem pod słonym wspomnieniem, gdzie mieszkał dzik. Nie był to taki zwykły zwierz. Dzik był cały różowy i miał na głowie okulary w kolorach zielonym i turkusowym.
Dzik bronił klucza, bo złoty był cały. Schował go pod kapeluszem dziad stary. Nie chciał oddać, choć mu dawałem wszystkie dolary. Uparł się i powiedział, że w piątki petentów nie przyjmuje.
Minął piątek i przyszła sobota, dzik na to, że szabat ma dziś. W niedziele spał, a w poniedziałek się zesrał i śmierdziało strasznie. We wtorek zapytałem.
 — Drogi dziku wysłuchaj mej prośby — Zastanawiam się, czy wysłucha mojej prośby. Dzik odpowiedział.
 — Ja dziś tylko niewiasty przyjmuję — podumał chwilę i się odwrócił.
Utrapienie wielkie z tym dzikiem.
Już jest środa, ale dzika nie ma, a szukałem wszędzie, nawet w Masadzie byłem, ale tam nie mogłem postawić nogi. Przeleciałem wkoło i znów wróciłem tam, gdzie dzika spotkałem.
Nadchodzi czwartek, więc od rana szukam dzika. Przejrzałem wszystkie dziury, wszedłem w nowe buty, zmieniłem włosów kolor i nawet głos straciłem.
Bez głosu do dzika nic nie powiem i straciłem nadzieję. Napiłem się gorącej herbatki z korzenia trawki. Zamroczyło mnie trochę, ale już prawie mówiłem. Co drugie słowo albo literę, więc postanowiłem napić się napoju nieziemskiego z księżycowym marzeniem.
Głos odzyskałem i w końcu dzika widzę.
Stoi bydle przede mną i powiedzieć chciał.
– Dziś jestem cho  —  Szybko w łeb mu kijem dałem i klucz spod kapelusza wyleciał wprost w moje ręce.
Mówię do dzika.
– Dziku masz szczęście, bo dziś na dziczyznę ochotę miałem. Ogniem piekielnym bym cię przypalał, a potem do wieczora pałaszował — Dzik zrobił wielkie o czy i mówi.
– Nie zjesz mnie, bo jestem twoje wyobrażenie.

Nie ważne, co dzik sobie myśli, zajadłym nawet wyobrażenie. Głodny jestem, litery z papieru zlizuję, a ten drań niech sobie nie myśli, że mógłby się wymknąć z mojej myśli.

Wznoszę się do góry i już lecę, przez morza i góry. Do szkatuły mojej, lecz pech ciał, że zapomniałem, co tam schowałem.
Złotym kluczem otwieram wrota i zaglądam do środka. Wchodzę do szkatuły i szukam, bo coś gdzieś tam schowałem. Myśli mi się w głowie ciągle plączą i nie mogę się już połapać i nie pamiętam, że czegoś szukałem.
Zmęczony tym byłem bardzo i się zdrzemnąłem.

Śnił mi się dzik, którego we śnie zjadłem. Najedzony bardzo się przebudziłem i widzę, że coś koło mnie leży. Podnoszę i nie dowierzam. Widzę serduszko ukradzione.
Myślę sobie, w końcu mam. Wyszedłem ze szkatuły i spotkałem moją damę.

Potem się poskładałem, rany polizałem i teraz piszę do ciebie.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dlaczego kobiety głosują na Konfederację?

Koty

Górska wycieczka