Religijne czarownice
"W amerykańskim liceum odbyła się lekcja, której tematem były procesy czarownic w Salem. Nauczyciel zapowiedział, że uczniowie zagrają w grę.
- Każdemu z was szepnę na ucho, czy jest czarownicą, czy zwykłą osobą. Waszym celem jest zbudowanie jak największej grupy, w której NIE ma czarownicy. Jeśli na koniec okaże się, że w grupie znajduje się choć jedna czarownica – wszyscy uczniowie z tej grupy dostają ocenę niedostateczną.
Nastolatkowie zaczęli przesłuchiwać i badać się wzajemnie. Kto jest czarownicą? Kogo nie przyjąć do swojego grona, by nie oblać?
Po pewnym czasie utworzyła się jedna dość duża grupa, ale większość uczniów podzieliła się na małe, zamknięte grupy, odrzucając każdego, kto ich zdaniem wywoływał choćby cień podejrzenia.
Koniec gry! – powiedział nauczyciel - Teraz wszystkie czarownice, proszę, podnieście ręce!
Nikt nie podniósł.
Uczniowie byli zdezorientowani. „Bez sensu ta gra, nauczyciel wszystko schrzanił!”
Ja? - odpowiedział nauczyciel – A czy w Salem były czarownice? Czy też może po prostu tłum uwierzył w to, co im wmówiono?
To lekcja o tym jak łatwo podzielić społeczność.
Wystarczy strach, by ludzie zaczęli szukać kozła ofiarnego. Ludzi, których można obwinić o wszystko, co złego nam się przytrafia. Inflacja, strach przed wojną, niepewność jutra, lęk o utratę pracy – wystarczy kogoś obwinić i od razu łatwiej żyć!
To mechanizm występujący we wszystkich kulturach. W momencie kryzysu grupa ludzi szuka ofiary, na którą można zrzucić winę. Ofiara staje się obiektem agresji całej społeczności. Po to, by uśmiercając, bądź wykluczając ją, grupa odzyskała spokój i równowagę."
Nadchodzą złe czasy, robi się bieda i w końcu tłum żąda krwi i tak przecież tworzy się faszyzm, a sprzyja temu
religia, której mechanizmy są bardzo podobne. Jeden wódz, jak jeden
bóg..., jakby nie wnikać zakładam, że bez religii świat nie byłby taki
zły. Może inny, aczkolwiek niewykluczone, że nie byłoby holokaustu,
który od czasu do czasu się powtarza, bo niejedno było liczne
ludobójstwo od IIWŚ i zawsze w nim gdzieś tli się w tle religia.
Religia mogłaby być dobra, gdyby nie była w rękach złych ludzi, którzy wykorzystują jej przekaz, przez co wzmagają się jej negatywne aspekty, co prowadzi lub prowadziło do licznych tragedii.
Ile osób jest w stanie odrzucić religijną wspólnotę kościelną na rzecz własnej wiary? Dla tylu osób jest ona czymś dobrym i do takiej wiary nie mam najmniejszych obiekcji, ale też uważam, że każdy ma do niej prawo. Problem zaczyna się, kiedy jedni chcą narzucać swoją religię innym poprzez przymus i wtedy zaczyna się rodzić zło. Przymus i dyktat są złymi cechami ludzkimi, które często prowadzą ludzkość na manowce. W przeszłości wojny, we współczesności korporacje, aczkolwiek zakusy wojenne wciąż są żywe i zależne od rozwoju danej społeczności. Im większy rozwój, tym społeczność docenia, że ma wiele do stracenia i odwraca się, bądź próbuje budować wspólnotę na poszanowaniu.
Sam ostatnio obserwuję osobę wyjątkowo poczciwą i uczciwą, która jest wierząca, aczkolwiek najzupełniej odrzuciła instytucję i jak to określa, empatia nie pozwala tolerować kościoła, bo on nie ma wiele wspólnego z wiarą.
Z wiarą nie dyskutuję, każdy ma do niej prawo, z instytucją tak, bo nie da się zbudować doskonałej, a wystarczy kilka osób o negatywnych cechach charakteru, żeby stała się miejscem zła.
Z całym poszanowaniem dla osób wierzących.
---
Religia jako dobro, które niesie zasady moralne.
Dzięki zasadom moralnym? Tu jest zgrzyt, bo dlaczego ma być piętnowana
osoba, która jest inna? Hipotetycznie wyobraźmy sobie człowieka, który
się urodził i został wychowany przez rodziców w duchu ateistycznym. Do
końca życia będzie ateistą, a Bóg będzie go traktował gorzej niż
wierzącego? Ten ktoś przecież nie miał świadomości, że istnieje Bóg. Bóg
w tym przypadku jest niesprawiedliwy.
Co z osobami
nieheteronormatywnymi? Przecież nie są winne tego, że ich ciało domaga
się pociągu do tej samej płci, nie wspominając o osobach, które
zmieniają płeć, bo się urodziły takie, a nie inne.
Księga
Powtórzonego Prawa (nie tylko) wyklucza zasadę wolnego myślenia.
Wyciągając z niej wnioski, zastanawiam się, czy Bóg jest dobry, czy
przypadkiem nie jest zły? Bóg, który karze, nie jest dobry, bo skoro
grozi np. fragment „Przeklęte będzie twoje wejście i twoje wyjście”
jeden z wielu dosadnie daje do myślenia.
Kara jest oznaką słabości
dla rodzica. Wychowałem swoje dzieci bez kar i jestem szczęśliwy oraz
dumny, bo wyrosły na naprawdę porządnych ludzi mających dużo empatii i
kierujących się zasadami moralnymi nie na pokaz, tylko z własnej
nieprzymuszonej ochoty, bo nie były stosowane wobec nich kary, więc
musiały się nauczyć dobra z własnej, a nie przymuszonej pod pręgierzem
woli, bo tak działa ludzka psychika – odpowiedzią jest psychologia.
Ostatnią
kwestią jest Dekalog. Skoro Bóg jest zazdrosny, to znaczy, że coś tu
nie gra, a może są inni bogowie, ewentualnie napisał to człowiek.
Zazdrość jest jedną z najgorszych cech, jakie spotykają człowieka.
Nie mam nikomu za złe wiary, ale mam grube postawy, żeby wątpić. Nie
przywiązuję uwagi do tego, jak powstał świat, a do sensu, które de facto
jest bez sensu – tautologia zdarzenia, dlatego staram się nie
dyskutować z ludźmi wierzącymi i nie zabierać im tego szczęścia, bo
jednak jest to może i nawet potrzebne psychice, tylko patrząc na to z
mojego punktu odniesienia (ateizm), logicznie okazuje się, że w takim
wypadku jesteśmy zakłamani.
Ateista od urodzenia nie szuka Boga, bo nie został go nauczony. Daje do
myślenia nie? Ateista wyklucza możliwość istnienia Boga i dobrze wiem,
jak moje dzieci odczuwały. Nie miały potrzeby wiary i poszukiwań, bo ich
tego nikt nie nauczył. Bóg jawi się dla nich takim samym mitem jak
bogowie greccy. Padają dogmaty, bo okazuje się, że dziecku do
prawidłowego rozwoju jest niepotrzebna wiara.
Komentarze
Prześlij komentarz