Paczkomat i rower
Widzisz, co widzisz, kiedy patrzysz na mnie.
To fragment tekstu piosenki jakiejś angielskiej grupy, który przed chwilą wychwyciłem.
Jest godzina pierwsza w nocy, a ja kombinuję, jak dotrzeć do paczkomatu. Mogę iść na piechotę, ale nie chce mi się. Samochodem nie mogę, bom trzeźwy nie jest. Jak nic zostaje samochód, ale ja jestem tylko troszeczkę nietrzeźwy, no góra mam pół promila alkoholu we krwi. Pojechałbym rowerem, ale nie mogę, bo jestem nietrzeźwy, ale na tyle opanowany, że mogę się nim poruszać.
Dlaczego w Polsce szykanuje się rowerzystów?
Nie piszę o menelu, który po kilkudniowej libacji wywrócił się na drodze i tam śpi. Jak przysięgam Państwu, coś takiego miałem przed maską. Jest taka gmina i zwie się Gnaty Wieśniany. A co, nie wolno mu? Rzeczywiście tacy ludzie stanowią zagrożenie na drodze, a co jeżeli ich się przegoni do samochodu? Jeżdżą nimi, nie mają prawa jazdy, które dawno temu stracili, a policji nie ma na drogach. Dlaczego nie ma policji na drogach? Zawsze mnie to zastanawiało, bo to tylko dobra wola ludzie sprawujących władzę w Policji. Można wystawić taką ilość kontroli na drodze, że po kilku miesiącach nie będzie jednego pirata w Polsce, ale tak nie jest. Dlaczego?
Ponieważ władza naszego państwa porusza się wyłącznie samochodami, do tego łamie przy tym przepisy. Fakt, że ostatnio polują na polityków opozycji i wychodzi jak wygląda rzeczywistość na drogach w Polsce.
Uważam, że jest źle, zawsze byliśmy z tyłu za Europą, aczkolwiek w ostatnich kilku latach poprawiło się bezpieczeństwo na drodze. Drogi zawdzięczamy Unii Europejskiej, która dała na to środki, co przyniosło nagły rozwój państwa. Oczywiście w bardzo pechowym momencie przejętym przez PiS.
Oczywiście flota samochodów na drogach to konstrukcje coraz nowsze, gdzie producent zadbał o strefy zgniotu, poduszki powietrzne, czy inne bajery, których nie miały stare Polonezy i Fiaty 125 i 126p.
Bardzo wiele się zmieniło, tylko jedna rzecz jest zawsze taka sama, nie ma nikogo, kto miałby choć trochę pilnować bezpieczeństwa na drodze. Można to wymusić, ale do tego potrzeba uświadomić społeczeństwo, które zacznie ten problem licznie wytykać policji. Samemu nic nie można robić, bo jeszcze efekty pracy w pojedynkę zaszkodzą sprawie.
Fakt jest taki, że rowerzyści są szykanowani, a nie powinni być w ogóle. Przynajmniej zasady powinny ich obowiązywać trochę inne od kierowców.
Są za niskie dopuszczalne normy stężenia alkoholu we krwi kierowcy samochodu, a co dopiero rowerzysty, który jednak wykonuje wysiłek fizyczny. Wysiłek fizyczny wiele zmienia. Nie odnoszę się do urządzeń nienapędzanych siłą mięśni. Pijany rowerzysta nie utrzyma równowagi i nie może jechać, a kierowca może. Siedzi na fotelu i wciska gaz. Kierowca doświadczony może przez sen kierować samochodem, ale to jest niebezpieczne. Sprzyja niebezpiecznym sytuacjom i częstszym wypadkom w grupie osób pijanych. Trzeźwi też robią wypadki, a jednak w takiej samej skali znacznie rzadziej.
Oczywiście największym zagrożeniem nie jest sam alkohol, a brawura. Ludzie po alkoholu nabierają husarskiej odwagi i wciskają gaz, a potem drzewo spotykają, o ile nie rodzinę z dziećmi, na przeciwległej jezdni, bądź rozjechany przystanek, co w Warszawie miało wiele razy miejsce, wiele osób zabrało na drugi świat.
W przypadku kierowcy powinien być limit zawartości alkoholu nieprzekraczający od 0,5 ‰ do 0,7 ‰. W przypadku rowerzysty limit powinien być wyższy, coś pomiędzy 0,7‰, 1‰. Osoba z jednym promilem na rowerze jeszcze jest jak trzeźwa i nie stwarza dla nikogo zagrożenia. O żulu, którego wspomniałem wcześniej, można zakładać, że miał w sobie kilka promili, co czasem się zdarza, a artyści alkoholicy potrafią dużo tego spożyć.
Teraz bym sobie pojechał, ale mam 0,34‰ i nie mogę. Zastanawiam się, czy będę mógł pójść na piechotę.
Komentarze
Prześlij komentarz