Wyległa beznadzieja
Ułuda, obłuda, tudzież, jakby tędy przeszła pieprzona Duda
Zaklęta przeklęta w paski pomalowana zza więziennej kraty
Tragedia i myśli kłębek, koci pazurek, obgryziony obszczymurek
Porąbana wilgotna chwila, siermiężna głupoty roboczogodzina
Ostatnie podrygi, ciemne wiraże, nocne blamaże, wielcy trębacze
Dudnią wybuchające pociski, wyliniałe zwierzęta, ostatnia zachęta
Zbrukane domy, cnota spalona na targowisku porażek uścisku
Trwoga nagrodzona seansem nienawiści w pogardzie stos kamieni
W smole obklejone symptomy sprawiedliwości, sędzia z liści
Odwrócone do góry neuronami zbrakowanej mądrości
Nieistniejące mosty, zakłamane wizje, w eterze serce skołatane
Ból niewinnych dzieci, gra na cymbale, w ogrodach zawiści
Przepływają myśli, obietnice pokryte iluzją i piachu w oczach
Widać poezję na końcu tej łajby, której dziób się nie unosi
Zabiera ze sobą resztę i w dupie grzebie, w czarnej mieścinie
Czarnych korytarzy i przedsionek smętnej zarazy warstwy
Złoto spływa do góry, przez jeziora i zachęty do diabelskiej zabawy
Korona na głowie, a kilof w głowie, w miejscu serca węgiel spalony
Zabawne instrumenty, puste szyby, ludzie zabrani, wyjące myszy
Polityczne szczury, wszelakie animozje i amok w pustej mózgownicy
Kręte fasony, a nad nimi diabelskie rozety, podpory i gołębie
Uduszone w ścisku między robotą i gołą dupą starczej obietnicy
Znienawidzone ptaki położą na wysypisku gdzie górnicze odpady
Uduszą każdą duszę, a spolegliwe oczy oplują śliną, że zatopią
Wolne obłędy, skłaczone kordony sprawiedliwości boskiej
Marzeń otchłanie, ratunku i na czubku nosa baranie myśli
Ogolone ze szczęścia, pogardą podlane i wywiezione w nieznane
Ostanie kropki, deszczu przecinki, spadające wyrazy w kieliszku
Woń stacza się i przechodzi przez mrowisko z karaluchów dużych
Pokracznych idiotów hordy, stworzone z zależnych gnid i robali
Koników, na koniczynie, zamarłych pokoleń wyrazy
Spluną w twarz górnikom, a potem hutnikom, zabiją marynarzy
Koniec, ogon skulony, kundel upokorzony, serce wyrwane
Droga bez końca, sens bez początku, mroźne lato, ostatnia chwila
Dobranoc, czas odejść, pożegnać obłoki i wejść w nicość
Zaklęta przeklęta w paski pomalowana zza więziennej kraty
Tragedia i myśli kłębek, koci pazurek, obgryziony obszczymurek
Porąbana wilgotna chwila, siermiężna głupoty roboczogodzina
Ostatnie podrygi, ciemne wiraże, nocne blamaże, wielcy trębacze
Dudnią wybuchające pociski, wyliniałe zwierzęta, ostatnia zachęta
Zbrukane domy, cnota spalona na targowisku porażek uścisku
Trwoga nagrodzona seansem nienawiści w pogardzie stos kamieni
W smole obklejone symptomy sprawiedliwości, sędzia z liści
Odwrócone do góry neuronami zbrakowanej mądrości
Nieistniejące mosty, zakłamane wizje, w eterze serce skołatane
Ból niewinnych dzieci, gra na cymbale, w ogrodach zawiści
Przepływają myśli, obietnice pokryte iluzją i piachu w oczach
Widać poezję na końcu tej łajby, której dziób się nie unosi
Zabiera ze sobą resztę i w dupie grzebie, w czarnej mieścinie
Czarnych korytarzy i przedsionek smętnej zarazy warstwy
Złoto spływa do góry, przez jeziora i zachęty do diabelskiej zabawy
Korona na głowie, a kilof w głowie, w miejscu serca węgiel spalony
Zabawne instrumenty, puste szyby, ludzie zabrani, wyjące myszy
Polityczne szczury, wszelakie animozje i amok w pustej mózgownicy
Kręte fasony, a nad nimi diabelskie rozety, podpory i gołębie
Uduszone w ścisku między robotą i gołą dupą starczej obietnicy
Znienawidzone ptaki położą na wysypisku gdzie górnicze odpady
Uduszą każdą duszę, a spolegliwe oczy oplują śliną, że zatopią
Wolne obłędy, skłaczone kordony sprawiedliwości boskiej
Marzeń otchłanie, ratunku i na czubku nosa baranie myśli
Ogolone ze szczęścia, pogardą podlane i wywiezione w nieznane
Ostanie kropki, deszczu przecinki, spadające wyrazy w kieliszku
Woń stacza się i przechodzi przez mrowisko z karaluchów dużych
Pokracznych idiotów hordy, stworzone z zależnych gnid i robali
Koników, na koniczynie, zamarłych pokoleń wyrazy
Spluną w twarz górnikom, a potem hutnikom, zabiją marynarzy
Koniec, ogon skulony, kundel upokorzony, serce wyrwane
Droga bez końca, sens bez początku, mroźne lato, ostatnia chwila
Dobranoc, czas odejść, pożegnać obłoki i wejść w nicość
Komentarze
Prześlij komentarz