Wolności moc

Stress nie pomoże, kiedy zaczniesz żyć na spalonej ziemi, a piach zewsząd będzie sypać się w oczy. Na pustyni nie ma żadnych wartości, są zdemoralizowani wartownicy, którzy chcą śmierci.
Ocknij się, otwórz serce i zapomnij o przeszłości swej. Nie jesteś młody, a może stary, na wojnie różnie bywa, szczególnie kiedy ktoś z bliska celuje ci między oczy. W Algierii daleko wgłąb w górach, kiedy mordują na twoich oczach setki, czy nawet tysiące młodych kobiet tracisz w sercu Boga, choć był wielki, umarł razem z niewiastami. Nigdy nie zrozumiesz wartości humanistycznych, gdy serce masz z gliny, wszak z niej pochodzisz, trochę wapna i wody.
Zapewne przejdziesz obojętnie, choć krew leje się wokół ciebie, bo niby jak inaczej, kiedy słuchasz mowy pogardy, a nie jak dusza mówi. W wężowisku ciężko się odnaleźć, choć krew wszędzie pryska, znów widzisz dzieci, ale nie ma spokoju, bo następna bomba leci. Pytasz się siebie i mówisz - Panie czemuś je zabił, zwątpisz i zostaniesz sam na świecie, a martwe dzieci zrobią z najtęższej głowy namiastkę, dziurawą gąbkę, papkę, plugawe siano zjedzone przez wściekłe mole. Spada jedna bomba, potem druga i znów słyszysz krzyk i jeszcze raz wołasz - Panie, rusz się, lecz tylko słyszysz płacz, widzisz kobiety leżące na ziemi, a potem już nic nie słyszysz. Budzisz się w czasie przyszłym i nie wiesz, co się stało. W końcu wracasz na śmieci i pamięcią daleko w głębi szukasz sensu bycia dla wszystkich. Odnajdujesz pustkę, mantrę bez poezji, mokre dni, szare korytarze, pochmurne niebo i czujesz się tak, jakbyś przebył wszystkie morskie fale. Stress żyć nie daje, zabije ostatnie cząstki i chwile, po czym słyszysz, dopatrujesz się, że ktoś woła, że zabić chce. Wygnać i wyrzucić z tej ziemi, sponiewierać i zabić.
Zasmucasz się, szukasz zrozumienia i trafiasz na opór, kiedy próbujesz im pomóc, zabrać do siebie. Oni stają naprzeciw Ciebie i straszą, że się nie godzą, iże nie podadzą ręki sierocie. Sierotami gardzą, którym przyjdzie umierać od bomb i biedy, głodu, którego nie brakuje na ziemi. Stajesz w rozkroku i widzisz, że jeden z drugim znów zabija, lecz tym razem nie człowieka. Zabijają wielkie drzewo, które tysiąc lat patrzyło na Ziemię. Starzec swoim przychylnym wzrokiem w końcu zostaje unicestwiony, a w tobie buduje się pustka ostateczna, dance macabre, nie chcesz już nic, żeby tylko darować im życie.
Irańskie kobiety na tyłach miasta proszą o pomoc, proszą, zabierz mnie stad, lecz nic nie możesz, jestem tylko pionkiem, który los popycha z Pakistanu do Indii, a potem staniesz na podeście, by krzyczeć, że świat nie jest prawdziwy.
Nigeryjskie kobiety otaczają się z troską i patrzą na ciebie, proszą o pieniądze, bo są biedne, szukają frajera, lecz tym mówisz im, że nim nie jesteś. Oddadzą ciało, piękną ciemną skórę, i mięciutkie ciało, puszyste niczym szczęście, a tobie nic więcej nie zostało, bo musisz ratować je przed polityczną policją w ich kraju. Po czym zostawiasz same, bo nie możesz zabrać i płaczem otulasz przeszłość, masz pretensje do siebie, że życie jest tak niesprawiedliwe. Znów gdzieś zalegasz, leżysz w jakimś domu, Brazylijskiej kobiety, która patrzy na ciebie i buduje nadzieję, że tu jest szczęście twoje. Pielęgnowany jesteś z każdej strony, podane jest ci jedzenie i wszelkie humory. Namazany Jezus i pięknym słowem opatrzony, a ty nie wiesz, że im tylko na miłości fizycznej zależy, bo masz piękne niebieskie oczy. Jakże trzeba wiele siły, żeby w takim miejscu się opamiętać i nie dać życia. Nie możesz się przeciwstawić, bo się nie da. Bajki o wierności i większych wartości to rzadkie szczęście, niewielu może się oprzeć i każdy korzysta. Doświadczenie pokazuje, że jednak wszyscy są słabi, nawet wierni panowie, których żony czekają, a oni ulegają miłości fizycznej. To instynkty ludzkie, a kurewstwo rzecz ludzka, tylko się nie przyznają.
Irańska rewolucja była tak dawno temu i życie umarło, lecz żyje, tylko z pogardą. Jeden przez drugiego szykanuje, co słabsze. Palcem pokazuje, bo biedniejszy, bo inny albo nietutejszy, kobiety, bo jak inaczej, choć chciałby mieć ze cztery żony i dzieci, które mógłby ustawić w szeregu i wysłać na rzeź albo dziewczęce dusze, które przyniosłyby nowe korzyści materialne oraz więcej pieniędzy. Siedzi w smrodzie i muchach, lecz mu to nie przeszkadza, kiedy złoto liczy, którego jeszcze nie ma i nie wiadomo, kiedy będzie je miał. Wyzywa wszystkich, a potem na kolanach klęczy i Allacha prosi, w głębi duszy liczy następne pieniądze.
W Pakistanie spotykam człowieka, który się uśmiecha, podaje rękę i od frienda wyzywa, częstuje alkoholem, choć głowę może stracić, ale się nie przejmuje, albowiem jest alkoholikiem, któremu wszystko już jedno. Serce ma wielkie, przyjaciel z niego nadzwyczajny. Takich ludzi szukałem przez świat cały i jest, mieszka w Karaczi, nie tu, czy tam, Ameryce, Francji, Berlinie, on ma więcej serca niż całe moje życie, lecz trapi go alkoholizm, którego jest niewolnikiem. Pytasz się, czy God, a on, że w sercu za dużo miłości i nie ma już miejsca na niego. Kochać należy, lecz nie tego, co w niebie siedzi, a to, co na Ziemi. Kochać kobiety, lecz nie gwałcić, a z wielkim szacunkiem obchodzić, bo nic więcej nie ma jak wartości. Wartości humanistyczne, wartości ludzkie i życie. Ateista z krwi i kości, a przecież, jakby ktoś wiedział, to by mu głowę ścieli i nie pytali, czy ma rację, czy nie. Nie pytają, kim jesteś, lecz czy Allach jest bogiem. Możesz być Judaszem, gnidą, pedofilem, obyś w świątyni pokłony złożył. Nawet kolor skóry ich nie ruszy, gdy się kłaniasz, choć nie wiesz, co tam robisz. Zostaw buty, wejdź na boso, a jak wrócisz, nie łudź się, wracasz bosy. Obdarty z godności i z własnej świadomości. Nie bierzesz do serca, coś zrobił, nie czujesz winy, lecz patrzą na ciebie różne oczy. Zazwyczaj czarne, przeżarte nienawiścią, lecz swój, gdy podajesz im rękę. Jednak wystarczy, że popatrzysz gdzie indziej, powiesz, że nie prawda, byłeś tam, bo cię ludzka ciekawość zaprowadziła, to pogardzą i odrzucą. Jeżeli powiesz, że biedny i musisz wracać, to samo cię czeka, bo nie liczy się nic więcej, jak złoto, za które kupisz kobietę, owcę, czy psa. Kupisz kobietę i oddasz jej wolność, ukamienują cię, boś niegodzien. Kobietę zgwałcą i zabiją. Nie możesz zrobić żadnego kroku, a jak chcesz tylko z podstępem. Zabierasz kobietę do siebie i jesteś jej panem, czy ci się podoba lub nie. Możesz zrobić jej wszystko, lecz jeżeli jesteś człowiekiem i humanistą, stajesz naprzeciw niej, a tam mur. Mur wielki, żelbetonu, gruby i twardy, więc uczysz. Latami tłumaczysz, zabierasz do Europy, a tu nowe mury, nowy beton, który chce zabić cię, boś stał się zdrajcą tutejszych wartości. Uciekasz więc w głąb na stary kontynent i dajesz wolną rękę, a potem widzisz, jak promienieje i dorasta w świadomości, że stała się wolna, zupełnie zależna od siebie. Ptasie szczęście, uwolniona dusza, która nauczona uległości musi się wyzwolić. Oczywiście musisz wspierać jeszcze trochę, lecz nie chce pomocy, pragnie wolności, której nigdy nie miała. Sama stąpa w lesie, dżungli, musi tylko do pracy, upolować, żeby być sobą.
Zrobiłeś coś dobrego, uratowałeś duszę z piekła, dajesz wolną rękę i duma cię rozpiera. Zadajesz pytanie, czemu świat nie jest równy. Przestajesz patrzeć w niebo. Podnosić Pismo Święte i analizujesz słowo po słowie, w końcu rzucasz w kąt i mówisz, teraz pora na mnie, czas się wyzwolić. Walka trwa, z dnia na dzień i każdy następny moment, końcu czujesz ulgę i mówisz, że trudno z coraz większym przekonaniem, jak odejdę, nie będzie mnie. W końcu zupełnie odchodzisz i zrzucasz szaty, stajesz się humanistą i ateistą.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dlaczego kobiety głosują na Konfederację?

Koty

Górska wycieczka