Psychologia wstrętu

Jako wstrętny cynik napiszę, do debili, głąbów, antyszczepionkowych buców niech się nie szczepią na Covid. Mówienie podparte argumentami zupełnie nie przekonuje antyszczepionkowców.

Drwienie z nich doprowadza ich do rozpaczy i idą się szczepić.


Psychologia wstrętu.










Kocia awersja do ludzkiej głupoty. Tyle już o tym zostało napisane, ale to nie koniec, bo świat nas codziennie zaskakuje czymś nowym.
Kiedyś bigoci, dziś również z dodatkową cechą, wstrętem do szczepionek, które zabijają, trują i chuj wie, co robią, a kiedy byli młodsi wstrzykiwali sobie heroinę z amfetaminą, dziś rżną świętoszków i udają, że to nie oni.
No cóż, świat się zmienia, a życie wciąż jest takie same i jakby tylko głupota miała skrzydła, wyzwoleni bylibyśmy wszyscy. Niestety głupota nie lata i jesteśmy w mniejszości, przeżywamy okupację naszej ziemi, duszy i życia, co idioci są wszędzie. Każdy człowiek na swój sposób jest idiotą, lecz dopóki jego idiotyzm nie przekracza jego granic, nie ma problemu. Problem jest, wtedy kiedy idioci przekraczają własne granice i swój debilizm próbują narzucić innym ludziom zgodnie z zasadą, iż im więcej Boga na pokaz, tym mniej go w sercu.

Proste słowa, żadne filozoficzne odkrycie, jednak współczesne czasy są bardzo szczególne, bo nas dotykają. Za trzydzieści lat nie będą nasze, przeminą, jak droga, którą idziemy przez świat.

Na końcu zostaje zadać pytanie, kim jest ów homo sapiens, który wierzy w kościół i nie chce słuchać profesorów. Jest to osoba strasznie sfrustrowana, którą gnębią i biją, żeby przypadkiem nikt dupy kijem nie zbił. Słuchacz Radia Maryja i widz telewizji państwowej czerpiący inspirację z kościoła. Polak, w istocie twór polakopodobny, nie zgodnie z naszym wyobrażeniem taki Mickiewicz, Wyspiański czy Gombrowicz. Chłop, który czai się na naszą wolność zza miedzy. Całe życie żył za płotem i ze wsi przyniósł do miasta swoje obyczaje. Grodzi się wszędzie, gdzie może, buduje płoty a największy ma we własnej głowie. Pańszczyzna jeszcze mu z głowy niewybita i pana szuka. Nie tu, to tam, w kościele księdza, choćby do Boga. Z księdza robią Pan i łapach liżą, całują, dupę całują, na gwałt dziecko oddają i nie rozumieją, że na tym świat się kończy, iż nie jest na tym świecie sam. Z pogardą patrzą na żonę i dzieci, zwierzęta, jak psa traktują i biją. Na innych ludzi spod oka, każdy zły, czarny, murzyn to już nie człowiek, Mahmud i zgnilizna. Młodzi ludzie to narkomani, starzy złodzieje, bo sam kraść nie może, a jak może, bierze, ile wlezie. Pedały, lesbijki to element, który nie ma prawa być, najchętniej zamknąłby gdzieś, w jakiejś stodole i spalił.
W konsekwencji ja tu żyć nie mogę, życie wśród tych ludzi tak mi obrzydło, że chcę odejść i im prędzej, tym lepiej. Nie jestem chamem, nie potrafię, zamykam się w sobie i umieram. Jedne z moich ostatnich słów oddaję i proszę mnie nie winić, bo żałuję, że nie wcześniej, iż nie miałem odwagi stać się heroinistą i umrzeć.

"And no one sings me lullabies


And no one makes me close my eyes

So I throw the windows wide


Call to you across the sky..."




Teraz czuję się tak jak antyszczepionkowcy, którzy ciemnotę ogłaszają, bo czują się wtedy dobrzy.

Pora umierać i już stąd odejść.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dlaczego kobiety głosują na Konfederację?

Koty

Górska wycieczka