Kamienie

Codziennie wyruszam z domu nad ranem
Czasem południem i wieczorem
Celem, żeby zbierać kamienie

Większe, mniejsze, czasem głazy
Dokładnie oglądam, niektóre jak ananasy
Inne kolorowe, kryształowe skały
Blaski swe czarujące odbijają we mnie
Złotem i srebrem, piachem i czarne
Pęknięte, okrągłe, kanciaste takie twarde
Potem zabieram znalezione skarby do domu 
Układam starannie, jeden przy drugim
Tulę się do nich, siadam na większych i śnię

Wpatruję się w gwiazdy, chmury i kwiaty
Kiedy już skończy się droga, po której idę
Gładka, spokojna, trawą obrośnięta
Szuwar na siebie się przechyla
Wiatrem zganione, w czuprynę bujne
Piorunem wystraszone na baczność
Rosą pokryte, daleko w nieznane
Góry zielone widzę, las kamieni
Krew ścieka ze mnie, wysycha
Już spłynęła pożegnalna kropla
Nad grobem skamielin moich

Amen

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dlaczego kobiety głosują na Konfederację?

Koty

Górska wycieczka