Ameba
Betonowy mózg ameby po udarze psychicznym po zderzeniu z walcem drogowym. Animozja mentalna i upadek ludzkości, umysł powieszony na latarni. Odwrócone skojarzenie, błędne stwierdzenia, kłamstwo z niebios, do przeklętego boga, który morduje ludzi.
Nie, to fikcja, wszystko, co związane z religią jest fikcją, niemiłą chwilą, upadkiem chwili i znaczenia. Odejściem od zmysłów, braku miłości, wolności i zrozumienia.
Religia oraz wiara to pierwszy krok do kłamstwa i wypaczenia — to stąd biorą się wszelakie nieuki, antyszczepy i ameby. Ten mentalnie betonowy świat bierze się stąd, że ludzkości instytucjonalnie zakazuje się myślenia, odkrywania i oceniania, choćby tylko boga. Wszystkie zdarzenia, twierdzenia wśród wierzących muszą uwzględniać aspekty wiary i poszanowania do boga.
Słowo
bóg piszę małą literą, bo jest fikcją literacką, bytem ludzkiej
twórczości literackiej, a nie boskiej, nie rzeczą, przedmiotem, nawet
nie jest człowiekiem, osobą, nie ma go i jako twór nieistniejący nie
mógłbym nawet używać dużej litery. Nie piszę Jahwe, bo tu dla przykładu
pisząc małą literą, robiłbym błąd, ponieważ miałem na myśli konkretnie
tamtego boga, a nie innego. Tak jak nie pisze się człowiek dużą literą,
tak też bóg będę pisał małą, aczkolwiek mogę mieć na myśli boga
biblijnego, bądź jakiegoś innego, co nie zawsze musi znaczyć, że to ten,
czy tamten bóg. Czytelnik zaś musi sam domyślić się, o którego boga mi
chodzi, choć zazwyczaj o tego samego, ale nie koniecznie tego, który się
czytelnikowi wydaje. Nie piszę dużą literą, bo mógłbym mieć na myśli
tamtego boga, a to mogłoby dla wielu być obrazą uczuć religijnych, kiedy
go wyzywam, określam jako zło i faszyzm, a skoro piszę o jakimś tamtym
bogu, nie ma prawa nic takiego nastąpić, a jeżeli są jakieś podobieństwa
bądź wątpliwości, nie należy ich brać pod uwagę, do siebie, tylko
założyć, że nie o tego boga chodzi. Tak jak nie można obrazić Zeusa,
boga Ra, tak nie można tego, bo to nie jest ten i nie jest pisany dużą
literą. Gdybym miał na myśli tego boga, pisałbym dużą literą, tak jak
napisałbym coś o Hadesie, ale pisząc tylko słowo bóg małą literą, mogę
mieć na myśli każdego innego, czy nawet takiego, którego jeszcze nie ma,
bądź takiego, którego właśnie wymyśliłem lub w przyszłości wymyślę albo
już został wymyślony.
W skrócie czarne jest białe, czarne nie czarne, białe owakie, bóg taki owaki, ale nie taki jaki się nam wydaje.
Jako
ateista mam prawo oceniać boga, jako ateista nie ma dla mnie żadnego
boga i nie piszę o żadnym bogu, skoro go nie ma. Piszę co najwyżej o
bogu, który mógłby być, ale przecież go nie ma.
Katolik lub człowiek wierzący nie ma prawa oceniać boga, ma kłódkę zapiętą w swoim umyśle i nie może traktować go jako twór zły, choć biorąc pod uwagę historie biblijne, takim jest. Dla osoby wierzącej nie jest to łatwe do przegryzienia, gdyż jako osoba wychowana w wierze, zazwyczaj wychowana, zakładam, iże nie zastanawiała się głęboko w to, co zapisane jest w starotestamentowym tekście, a jest tam bardzo dużo cennych informacji, kim jest ów bóg. Zastanawianie się nad aspektem kim jest bóg, człowiek jakby rysuje jego obraz we własnej głowie, rzeźbi jego podobiznę, a tego mu pod żadnym pozorem nie wolno, gdyż sprzeciwi się wierze, sprzeciwi się swojemu bogu. Słowa zapisane w Dekalogu są jak najbardziej skierowane do katolików i chrześcijan, a także muzułmanów i wszystkich tych, którzy czerpią wiedzą o bogu z Biblii. Słowa te są jasne i zrozumiałe nawet dla osoby słabej intelektualnie. Treść tych słów brzmi: „Nie uczynisz sobie obrazu rytego ani żadnej podobizny tego, co jest na niebie w górze i co na ziemi nisko, ani z tych rzeczy, które są w wodach pod ziemią”. Jednym słowem, jeżeli jesteś osobą wierzącą, jesteś również niewolnikiem swojego boga. Takim samym niewolnikiem, jak ten, który w Egipcie budował piramidy, czy bogactwo farmerów w Brazylii albo Stanach Zjednoczonych. Nie masz prawa myśleć i robić nic, co jest sprzeciwem wobec swojego boga. Nie może go oceniać ani patrzeć na niego w żadnym aspekcie. Dla ciebie bóg po prostu jest, dla mnie jesteś niewolnikiem, a jeżeli chcesz czytać, moje słowa zrywasz kajdany, zrywasz z bogiem i robisz to na własne ryzyko. Zgodnie ze słowami Dekalogu: „Ja jestem Pan, Bóg twój, mocny, zawistny, karzący nieprawość ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia tych, którzy mnie nienawidzą; czyniący miłosierdzie tysiącom tych, którzy mię miłują i strzegą przykazań moich”. Te słowa wykluczają możliwość czytania tego, co napisałem, bo one kwestionują istnienie boga w ogóle. Już nawet niedrążenie we własnej wyobraźni kim jest bóg, a jego zupełne wykluczenie, więc drogi katoliku, chrześcijanie, muzułmanie, czytając moje myśli, zostajesz wypędzony z królestwa niebieskiego, nie dostaniesz czterdziestu niewiast, stajesz się świadomie z własnej woli ateistą wykluczonym ze swojego grona religijnego, któremu masz się przyznać, do złamania prawa boskiego i zażądać ekskomuniki, bądź apostazji, po czym dla mnie stajesz się jednostką wolną, godną dyskusji, która ma prawo oceniać boga, szczególnie w świetle negatywnym i zgodnie z moją wolą masz prawo czytać to, co tu napisałem. W przeciwnym wypadku łamiesz nie tylko swoją wiarę, ale i moje życzenie i umowę, która nastąpi wraz z czytaniem tego tekstu i jeżeli będziesz sobie rościł prawo do obrazy uczuć religijnych przed sądem, ja za złamanie zapisu o umowie żądam do ciebie zapłaty w złocie i stajesz się winny w kruszcu tony osiemnastokaratowego złota. Jeżeli nie zgadzasz się na warunki, nie czytaj, co jest dalej. Jeżeli twoja wola drogi czytelniku jest taka słaba, że mimo obostrzeń nie możesz zaprzestać, proponuję zweryfikować własną bardzo miałką wiarę, która świadczy o tym, że jej nie ma, a ty czytelniku jesteś ateistą, więc zgodnie z prawem nie masz żadnych uczuć religijnych i nie masz prawa sobie rościć żadnego zadośćuczynienia.

Na wszelki wypadek pozwoliłem sobie wkleić obraźliwą rycinę dla każdego muzułmanina, który próbuje czytać dalej.
Stop Stop Stop Stop Stop Stop Stop Stop Stop Stop Stop Stop Stop Stop

Biblijny
bóg dla wielu wierzących osób jest ostoją spokoju, miłości, radości i
nadziei. Nadzieją jest życie po życiu, w wyobrażeniu ludzkim piękna
bajka o niebie, w którym trwa życie wieczne u boku aniołów i boga.
Ludzie
szczęśliwi modlą się, potem idą do kościoła, wchodzą we wspólnoty
kościelne i tam realizują swoje nadzieje związane z życiem wiecznym.
Przekonani są, że robią słusznie, bo tak mówią inni ludzie, tak mówi
ksiądz proboszcz, mówili rodzice i nie zastanawiają się nad tym, czy
słusznie, czy to prawda. Po prostu od najmniejszego rozumującego
człowieka słyszą słowa bóg i bozia. Uczą się pacierza razem z rodzicami,
a jak już są starsi, idą z nimi do kościoła. Tam ksiądz powtarza
rodziców, więc wiara staje się jedyną prawdą i dogmatem. Dopiero w
późniejszym wieku mają szansę dostać w rękę Biblię i jeżeli natrafią na
dobrego nauczyciela, skuszą się na jej przeczytanie. To nie musi być
nauczyciel ze szkoły, to może być starsza koleżanka, kolega, świadek
Jehowy, ktoś ze zboru albo z członków lokalnego kościoła i jeżeli ten
ktoś zachęci tego kogoś do myślenia, wyhoduje ateistę. Przynajmniej tak u
mnie się hodował ateizm, poprzez czytanie biblii, dyskusje ze swoim
kolegą, dyskusję ze świadkami Jehowy. Było to ponad trzydzieści lat
temu, kiedy upadała komuna w Polsce, a ja byłem już myślącym
nastolatkiem. Pojęcie myślący, od teraz, jakby wcześniej nie myślał.
Wcześniej też myślałem, lecz nie zadawałem sobie pytań nad sensem życia,
czy swoją tożsamością. Sensu życia jako takiego nie ma żadnego, jest
ono ważne, dopóki ktoś mnie potrzebuje, w końcu umrę i nic po mnie nie
będzie. Przyznam szczerze, że jako dziecko również zastanawiałem się nad
istnieniem boga, ale miałem w swoje taki pierwiastek niepewności, kiedy
patrzyłem na niebo. Pytałem się, czy to na pewno, prawda, dobrze
wiedziałem, że to nie jest prawda, ale nie miałem wyboru. Tatuś wkuł we
mnie pacierz i zmuszał go do odmawiania, dziś prawie go nie pamiętam,
jakby był zupełnie obcym tworem, ale wtedy bardzo chętnie to robiłem i
przed pójściem spać sam go odmawiałem. Nie rozumiałem, dlaczego i po co,
że niby dla boga, ale to było takie trywialne, grząskie, że nie
pozostawiono mi żadnego wyboru. Dlatego też w dorosłości byłem dumny, że
taką szanse miały moje dzieci, których nie ochrzciłem, a jedną z
pierwszych rzeczy, jakie zrobił mój ojciec, był mój chrzest. Jako
niemowlak, malutkie dziecko, potem matka mówiła, że potem bardzo
płakałem. Do chrztu byłem dziecko aniołek, a potem coś się stało.
Widocznie stała mi się jakaś krzywda. Trzymiesięcznemu niemowlakowi ktoś
próbował zrobić krzywdę, czy może to krople święconej wody, a może
temperatura w kościele, coś się stało temu małemu dziecku. Przyczyny
mogły być różne, od nieistotnych, po jakąś infekcję, a może po prostu
wraz ze święconą wodą krzywdę robiły mi bakterie kałowe, które znalazły
się w moim organizmie i powodowały skręcanie się kiszek, tak jak miałem
ze starszym synem, który do drugiego życia nic nie robił nic poza
płaczem. Ciągle coś mu się działo, pił herbatki z koperku, a może żona
nie potrafiła mu zapewnić odpowiedniej opieki, ja również. Szkoda, że
moja matka nie żyje, powiedziałbym jej, dlaczego tak się stało, bo
zapewne przyczyną były jakieś bakterie. Na pewno nie było to miłe.
Później poszedłem do szkoły, matka chorowała i nie mogła mnie prowadzić
na religię. Byłem może raz, drugi, a jeszcze byłem za mały, a zajęcia
były za późno, żeby sam nie chodził. Lekcje religii odbywały się w
jakimś baraku, a było to osiedle na Służewcu w Warszawie, bodajże przy
ulicy Śniardwy, przy menelskich blokowiskach. Dzieci jak to dzieci,
lubią tłum, szczególnie kiedy ich jest sporo i chętnie chodziły, w
konsekwencji moja komunia odbyła się rok, może dwa lata później, więc
byłem starszy od dzieci i była to dla mnie kompletna kompromitacja oraz
potwarz. Wstyd i metry mułu spadzistego, beton zmieszany z burakami.
Wstydziłem się okrutnie. Nie była to wina matki, tylko jej choroby i
społeczeństwa strasznie spiętego i patriarchalnego, niedopuszczającego
do jakichkolwiek słabości. Do tego przyciśniętego komunistycznym butem i
naciskiem na wolne jednostki. Wolną jednostkę widziałem może sto metrów
dalej, w blokach za ulicą Rzymowskiego, którą chciała wyciągnąć z domu
milicja. był to pewnie jakiś człowiek z Solidarności, ruchu oporu wobec
komunistycznej władzy.

Z
tego bloku wyskoczył jakiś człowiek, jednego z wyższych pięter, już nie
pamiętam którego. Należy zakładać, że było to jedno z nich, gdzieś na
środku budynku. Była tam straż pożarna, z wielką drabiną dostawioną do
balkonu. Ów biedny człowiek wszedł na balkon i zeskoczył. Jeszcze byłem
za młody, żeby wszystko rozumieć, ale obudził się we mnie zew wolności i
niechęci do władzy. Budował się on we mnie krok po kroku, aż stałem się
zupełnym antysystemowcem. Religie religii zostały przeniesione z baraku
do kościoła, który nieopodal stoi na Rzymowskiego. Kościół był w
budowie, lata ze stanu wojennego i najgorszego zamordyzmu, jaki w tamtym
czasie panował. Nawet jako dziecko musiałem uważać, żeby pałą po
plecach nie dostać. Zresztą nie mogło być inaczej, w sumie nie na Wita
Stwosza, najbliższej jednostce milicji byłem dobrze znany. Nie zrobiłem
nigdy nic złego, nic nie ukradłem, tylko były takie okoliczności, że
mnie tam ciągano. Jakiś kolega próbował ode mnie wyłudzić jakieś
pieniądze, dorwał go milicjant i proszę, teraz będziesz chodził na
milicję. Ogólnie atmosfera na osiedlu nie była doskonała. Część
dzieciaków była fajna, inna naszprycowana nienawiścią. Dzieci były
regularnie bite przez rodziców i na podwórku wychodziła z nich
nienawiść. Mnie też się dostało kilka razy, w sumie bogu ducha byłem
winny, ale nie byłem agresywny, nie zdarzało się, żebym kogoś zaatakował
bez powodu lub bił.
Lekcje religii przeniesione zostały do kościoła.
Uczęszczałem tam, ale byłem starszy, a dzieci, które tam widywałem,
wydawały mi się za małe, niedojrzałe i w ogóle to był straszny obciach, a
po trzecie nie było tam moich kolegów ze szkoły. Nie buntowałem się
jakoś szczególnie i przetrwałem do komunii świętej. Zanim to się stało,
przyszło przyjść na spowiedź. W sumie byłem ciut bardziej świadomy niż
młodszy chłopiec i narracja kościelna wywierała na mnie wielki nacisk,
ale się nie sprawdziła, bo dobrze pamiętałem, co się działo i utkwiło to
dość silnie w mojej głowie. Zanim była pierwsza spowiedź, pierwsza była
próbna, jak przyszedłem do spowiedzi naprawdę, nie wiedziałem jak się
zachować, bo sumie nie miałem żadnych grzechów. Jakie może mieć grzechy
kilkuletnie dziecko, no bez przesady, żadnych. Za mały na seks, o
dziewczynach jeszcze nie myślałem w kontekście seksualnej, nie
wiedziałem, co to jest cudzołóstwo, bo wiedza ta była przede mną i
innymi dziećmi skrzętnie ukrywana. To było przestępstwo wobec mnie,
chodziło o to, żeby mój mózg zniewolić, a jak byłem starszy, a sekta nie
przewidziała takiego odstępstwa i zakładała, że się nie będę nad tym w
przyszłości zastanawiał. Mają wytrenowane sztuczki, triki psychologiczne
od setek lat, ale tym razem coś zawiodło. W końcu ateiści pojawili się
na skutek jakiegoś odstępstwa, mój przypadek był właśnie taki. Nie dość,
że wstyd na całą wieś w Warszawie z gówniarzami chodzić, to jeszcze ta
przeklęta spowiedź. No więc przylazłem na spowiedź. Nie wykluczam, że
byłem zestresowany. Byłem delikatnej natury chłopcem, nie miałem
wpojonej nienawiści, nie robiłem nikomu krzywdy, nie kradłem i nie
kłamałem. Kiedy wszedłem do konfesjonału spowiadać się ze swoich
grzechów, zacząłem kłamać i były to moje pierwsze w życiu wyssane z
palca kłamstwa. Nie pamiętam już jakie kity wciskałem klesze w
konfesjonale, ale na pewno coś na zasadzie, że pobiłem kolegę i oplułem
sąsiadkę. Za to, co tam mnie spotkało, sekta Kościół Katolicki musi być
zdelegalizowana na całym świecie. Presja była tak duża, że nie mogłem
się inaczej zachować, zostałem systemowo zmuszony do kłamstwa, a że
gdzieś przeczytałem, chyba w dziesięciu przykazania, że grzechem jest
cudzołóstwo, więc rzecz jasna, cudzołożyłem. Jako dziewięciolatek albo
dziesięciolatek cudzołożyłem przed konfesjonałem, choć nie miałem
jeszcze żony i rozwiniętych organów płciowych.
Za to bardzo mocno
utkwiło to w mojej głowie. Gdybym zgodnie z wiekiem razem z kolegami
poszedł do spowiedzi, zapewne, bym to wyśmiał i potem zapomniał, tylko
że ja nie miałem z kim tego wyśmiać, do tego ciążył na mnie wstyd, że
chodzę z młodszymi na religię. Kompromitacja totalna, a nie byłem
dzieckiem, które kłamie, czy robi coś niedobrego, po prostu kościół
zmusił mnie do takiego zachowania. Niedaleko później dowiedziałem się,
co się stało, co to jest cudzołóstwo. Spotkanie z myślą o seksie w
niejasnych okolicznościach, no zajebiście, klesze tylko w ryj strzelić i
wyrwać język, żeby żadnemu dziecku więcej nie zrobił krzywdy. Później
była komunia święta, a po niej nawet raz nie stanęła moja noga w
kościele, no dobra, teraz kłamię, zdarzało się, że szedłem na mszę z
kolegą Staśkiem D., ale bardzo rzadko i jeszcze, ale już nie
pamiętam, czy w siódmej, a może w ósmej klasie, poszedłem do kościoła,
tym razem ze swoimi kolegami po świadectwo, bo wypisywali każdemu, kto
przyszedł, żeby dostać bierzmowanie, aczkolwiek byłem jeszcze wierzący
albo wątpiący, na zasadzie, co mi tam. Pamiętam słowa Sinead O’Connor,
która porwała zdjęcie Jana Pawła II. Gest Sinead przyjąłem jako
ciekawostkę, wskazówkę, drogowskaz, klaskałem w dłonie. Narastała we
mnie niechęć do kościoła, choć nie zdawałem sobie jeszcze sprawy z tego,
dlaczego i po co, w sumie już byłem po drugiej stronie, jako człowiek
niewierzący. Z kościołem miałem niewiele wspólnego. Od piętnastego, czy
szesnastego roku życia nie obchodziłem wigilii, nie dzieliłem się
opłatkiem, bynajmniej ze swoją matką. Zamykałem się w pokoju i mnie nie
było, choć kusiło mnie jedzenie, nie łamałem się. Był to okres
studiowania Biblii, długich dyskusji ze świadkami Jehowy, jak też moim
przyjacielem Robertem P., który już nie żyje. Został zabity w
miejscu, bardzo blisko miejsca. gdzie zamordowano Marka Papałę. Byłem
wtedy za granicą, kiedy wróciłem, jego matka otworzyła mi drzwi i
powiedziała, że Robert nie żyje. Był to dla mnie wielki wstrząs, płacz i
smutek, bo był to bardzo sympatyczny i mądry człowiek. Później
szlajałem się gdzieś po mieście i ćpałem narkotyki. Żadne narkotyki,
jakąś marihuanę paliłem, która była zmieszana z amfetaminą, było mi źle,
smutno, kolokwialnie chujowo. Nie byłem na pogrzebie kolegi, w sumie
przyjaciela, bo mnie nie było w Polsce. Wtedy już byłem ateistą, śmierć
Roberta przyśpieszyła proces mojej ateizacji, aczkolwiek jeszcze nie
skończyłem z kościołem. Skończyłem zupełnie po moim ślubie kościelnym.
Ślub był hucpą, zabawą, bo zawarły go dwa ateistyczne umysły. Oczywiście
przed ślubem nie miałem cholernego bierzmowania i musiałem jakoś, go
sobie załatwić. Kwitek na bierzmowanie dał mi ksiądz z kościoła przy
Placu Inwalidów. Powiedziałem trzy słowa, co i jak, dostałem. Miły
człowiek, starszy, nawet miałem ochotę z nim pogadać, ale już nie było o
czym. W międzyczasie dochodziły mnie słuchy, co dzieje się w kościele, o
złodziejstwie i pedofilii, o JP2 i Degollado. Rosła we mnie niechęć. W
sumie nie zastanawiałem się nad tym, czym jest kościół, dlaczego taki
jest, po co to wszystko, jak bardzo mnie szkodzi i mojemu społeczeństwu,
ale już szukałem. Oczywiście, zanim doszło do mojego bierzmowania,
musiałem pójść do spowiedzi, a że już miałem wprawę w kłamstwie
wyniesioną z dzieciństwa, bo znów kłamałem. Nawet nie zastanawiałem się,
co mówię, po prostu, aby odwalić kichę i dostać zaświadczenie do
bierzmowania. Przyszedłem do spowiedzi jako oszust z zamiarem kłamstwa,
byłem niewierzący, przedstawiałem siebie, jako ateistę, oby dostać
papierek, do bierzmowania, więc grzecznie kilka kłamstewek, papier jest i
bierzmowanie. Przy bierzmowaniu niewiele pamiętam, aczkolwiek coś
mówiono do mnie. Jako oszust nie robiłem sobie nic z tego. Był to błąd,
dziś z perspektywy czasu tak uważam.

Niesłuszne,
dałem w ten sposób kościołowi jakiś punkcik w statystykach, coś
głupiego zrobiłem. Dziś bym tego nie zrobił, za żadne Chiny, nawet
ludowe.
W sumie nie kłamię, nie oszukuję, czasem jak każdy człowiek
robię błędy, ale jak zauważam, że im dalej jestem od kościoła, tym
bardziej staram się być człowiekiem prawdziwym i uczciwym.
Bierzmowanie
jest, więc przyszła pora na nauki przedmałżeńskie. Z moją przyszłą
małżonką zdecydowaliśmy wziąć ślub, w tym samym kościele, co nasi
znajomi, nasze Lisy, w tym samy, w którym ksiądz dał mi skierowanie na
bierzmowanie, czyli kościół przy Placu Inwalidów, na ulicy Czarneckiego.
Gdzieś tam z małżonką chodziliśmy na nauki przedmałżeńskie, które
prowadził młody ksiądz. Nawet to było fajne, przyjemne, oderwane od
rzeczywistości, choć w sumie poza jednym nic nie pamiętam. Pamiętam
tylko, co ksiądz miał do powiedzenia o irlandzkim katolicyzmie. On
dobrze wiedział, co tam się kroi i jak się to skończy. Kościół w
Irlandii wciąż jest silny, prowadzi większość szkół, etc., ale nie ma
już wiernych. Ludzie po skandalach pedofilskich i tego, co tam się
działo odeszli od kościoła. Przechodzili taką drogą, jaką dziś
przechodzą Polacy. Mnie się wtedy wydawało, że kościół w Irlandii jest
silny i jest tam bardzo wielu katolików. Zgadza się, ale było to przed
burzą, która spowodowała kompletne zlaicyzowanie się społeczeństwa.

Po
ślubie nie miałem kompletnie nic wspólnego z kościołem. Stał się dla
mnie instytucją zupełnie obcą, a jak przestałem kompletnie do niego się
przyznawać. Nie tylko chodziło o kościół, ale też o moją wiarę, którą
kompletnie zatraciłem i jak mówię, mogę się ze wszystkim mylić, ale na
pewno nie mylę się w tym, że boga nie ma.
Moje dzieci, które się później pojawiły, nie zostały ochrzczone, w szkole nie chodziły, nie chodzą na religię.
Trochę
im zazdroszczę, też tak bym chciał, ale nie dostałem tego, sam musiałem
latami do tego dochodzić. Opisałem ze szczegółami, moją podróż
wychodzenia z kościoła. Moja małżonka również jest zadeklarowaną
ateistką, a małżeństwo w kościele było małym przedstawieniem,
puszczeniem oka do rodziców, sprawieniem komuś przyjemności. Z
perspektywy czasu żałuję, że to tak się odbyło, ale było to osiemnaście
lat temu, a wtedy jeszcze nikt tak krzywo nie patrzył na kościół. Dziś
nie byłoby ślubu kościelnego. Dzieci nieochrzczone, co w sumie cieszy,
bo nie są wpisane do sekty, a przez zblatowane kościołem państwo,
wypisanie się w Polsce jest nawet niemożliwe. Możliwa jest tylko
ekskomunika, czyli bądź lub akt apostazji.
Dzieci wychowane bez
religii, najmniejszej jej cząstki są zupełnie inne, bardzo im
zazdroszczę. Nie spotkały się z pierwszym kłamstwem, które mnie spotkało
i są uczciwe. Po mnie, czy małżonce, to nie ważne, nie są nauczone
zakłamania.
Ja niestety, choć kompletnie nie mam nic wspólnego z
kościołem, przynajmniej nie chce mieć, mam z nim na pieńku. Wyzywam od
zła i pedofilii, kłamstwa i sekty. Zło kościelne, które mnie szkodzi,
wpływa na wyniki wyborcze i razem ze złodziejami i oszustami rządzi w
tym państwie.
Doprowadza do rozbicia państwa, a także do rozbicia
Unii Europejskiej, wyjścia Polski z jej struktur. W końcu kościół stał
się społecznym wrogiem, którego coraz więcej osób nienawidzi.
Nastrzępiłem się przy tym języka i trochę przypisują to sobie, ale tak
naprawdę, ta cząstka, którą dałem, nie ma wielkiego znaczenia, jak to,
że kościół w Polsce stał się nachalną sektą, która wepchała się do
szkół, szpitali, czy nawet wojska, gdzie biskupi polowi za moje, mnie
ukradzione pieniądze z moich podatków odprawia msze. Tak samo w
szpitalach, kiedy moja małżonka rodziła córkę, musiałem katabasa
przeganiać, żeby nie wszedł do prywatnej, wynajętej sali. Bezczelność
kleru przeszła wszelkie granicy, od afer pedofilskich po zwykłe
złodziejstwo, czy wyłudzanie pieniędzy, choćby ostatnio wyłudzona ziemia
na Świętym Krzyżu, co jest wstrętnym skandalem i oszustwem, na co jako
Polak w żadnej mierze się nie godzę. To nie wszystkie powody, dla
których moja niechęć do kościoła stała się tak duża. Następna sprawa to
stosunek kościoła do kobiet, do spraw kobiecych, ich zdrowia i aborcji.
Niedawno nie da się ukryć, ale przez kościół umarła młoda dziewczyna z
powodu wadliwej ciąży. Zrobiło się głośno, bo to było morderstwo. Tak
samo nie godzę się na szkalowanie ludzi ze względu na orientację
seksualną. Nie życzę sobie, żeby takie osoby jak Jędraszewski publicznie
i bezkarnie wyzywały kogokolwiek od zarazy.
Tak samo nie godzę się
na to, żeby kościół prowadził jakiekolwiek zajęcia z dziećmi, mając w
swoich szeregach pedofilów, których razem z polskim rządem chroni przed
odpowiedzialnością i zamiast wydalać ze swoich szeregów i ich karać,
przenosi ich z jednej parafii do drugiej. Zapewne, żeby było więcej
ofiar. Nie życzę sobie kościoła w życiu publicznym w ogóle. Żądam
delegalizacji, publicznego uznania za przestępczą organizację i sektę.
Dopóki żyję, nie spocznę i będę pisał, robił wszystko, co mogę, żeby tej
sekcie zakazać istnienia. Nie widzę już miejsca na kompromis.
Kościołowi należy odebrać wszystko, co zagrabił, wprowadzić podatki,
zerwać konkordat z Watykanem i wytoczyć mu międzynarodowy proces, który
spowoduje jego delegalizację. Morderstwa, których kościół dopuszczał się
w Irlandii i Kanadzie, szczucie w Ruandzie pod koniec poprzedniego
wieku doprowadziło do śmierci miliona osób.
Sekta nie ma prawa bytu
nie tylko w Polsce, ale również na całym świecie. Nie jest to cios w
osoby wierzące, nikomu nie wolno mi zakazać jego wiary i nie mam
najmniejszego zamiaru, inną sprawą jest instytucjonalna sekta, która
gwałci, grabi i niszczy ludzi.
Inna rzecz, że wiarę traktuję, jak
fikcję literacką, uważam, że boga nie ma, jestem ateistą i nic tego nie
zmieni do mojej śmierci, do tego żądam świeckiego pogrzebu. Nie chcę
mieć nic wspólnego z sektą na żadnej płaszczyźnie.
***

Było minęło, lecz ciągle nurtuje i otwiera oczy nie tylko na instytucjonalny kościół, ale również na samą istotę wiary. Ciągle w tekstach wracam do tego i dochodzę do różnych, kolejnych wniosków. Czasem nie słusznych, innych i takich, których nie da się zaprzeczyć. Myśląc, czy pisząc o kościele mam na myśli ludzkie zachowania, psychologię tłumu i jednostek, które w większości obejmuje współczesna psychologia i socjologia, a można je w jakiś prosty sposób wytłumaczyć. Nie staram się napisać naukowego dokumentu, lecz luźne dywagacje związane z kościołem i wiarą. Nawet bez patrzenia na to, jakie krzywdy mnie spotkały ze strony kościoła, bo one na pewno w jakimś stopniu miały wpływ na moje dorosłe życie. Oczywiście moje krzywdy są niczym do osób, które na swojej drodze spotkały pedofila w koloratce, ale są i nie zamierzam odpuścić. Zmuszanie mnie przez rodziców do wiary, co było opisane w poprzedniej części, wymuszenie, choć nawet przyjazne, bo byłem nieświadomym dzieckiem, które może powiedzieć nie, czy chodzenia na religię, nie zmieni tego, że po latach się temu sprzeciwiam i uważam za upokarzające.
Nie mam z tym spokoju, męczy mnie, więc oprócz tego, że z dużą niechęcią patrzę na kościół, także zaczynam coraz bardziej negatywnie postrzegać samą istotę wiary. Zastanawiam się nad tym, kim jest bóg, kto to i dlaczego. Opieram się głównie na tekstach ze Starego Testamentu i Dekalogu, który czasem jest okropnym bluźnierstwem w stosunku do człowieka. Zdaję sobie sprawę, że Stary Testament pisały osoby, które nie miały pojęcia o współczesnej psychologii i znajduję w nim błędy, myślowe pułapki, w które się wpisał autor historii. W dzisiejszych czasach ktoś napisałby to zupełnie inaczej i trudniej byłoby udowodnić, że jest kłamstwem zwykłą fikcją literacką. Staram się też ekstrapolować, ale nie wiem, czy ze skutkiem takim, jaki oczekuję od danego tematu. Oburza mnie wiele rzeczy, na które ludzie nie zwracają uwagi, bo wierzą, ale tak naprawdę nie wiedzą w co. Rzeczy, które sam odkryłem i odkrywam albo ktoś mi coś podpowiedział bądź gdzieś coś przeczytałem. W zasadzie nie wychodzę poza słowa Starego Testamentu i nie wnikam w to, co jest napisane w Nowym Testamencie. Nie muszę, bo Stary Testament w Dekalogu wyklucza istnienie Jezusa i nikt mi nie wmówi, że czarne jest białe i że bóg raz ma takich charakter osobowy, a inny razem siaki niemający nic wspólnego z poprzednim. Jezusa nie uważam za boga, ale nie wykluczam, że istniał, to jest niewykluczone, zupełnie realne. Ponoć jego ojcem był Pantera, Niemiec, którego grób odkryto całkiem niedawno. Grób odkryto na terenie Niemiec, stąd zakładam, iże był Niemcem. Nie neguję, uważam, że był kiedyś jakiś szaleniec, który wykorzystywał ludzi, miał swoją klikę, może wspólnie uprawiali homoseksualny seks i się wspierali, a po czasie wokół niego urosły legendy, bo tak się umówili. Legendy takie same jak egzorcyzmy, czy niejaki Europoseł Tarczyński, prawa strona, niebezpieczny tym kłamał, że widział, człowiek poddany egzorcyzmom wypluwał gwoździe i mu się, coś tam wydawało.
https://twitter.com/i/status/1479761800509988865
Wytłumaczenie
tego jest takie, że egzorcysta w umowie z egzorcyzmowanym chcieli
oszukać Tarczyńskiego, więc ustawili teatr, żeby przekonać, jest jeszcze
druga opcja, bardziej prawdopodobna odpowiedź, czyli Tarczyński kłamie,
no i trzecia, hipnoza i środki odurzające. Poza tym ludzie lubią sobie
żartować i wymyślać rzeczy, których nie ma, nie było i nie będzie,
Tarczyński mógł chcieć się podlizać egzorcyście. Może ktoś w wieku
młodzieńczym bawił się w grupie w zabawę ze świeczką i wywoływaniem
duchów? Dzieciaki same z siebie wymyślają takie bajki i oszukują, że
można we wszystko uwierzyć. Wszystko, co nie jest potwierdzone naukowe,
jest kitem, żeby znaleźć naiwnych. Bóg też nie jest potwierdzony
naukowo, a więc jak, to też kit?
Nie wiem, kiedy zdarzenie, które
opisuje Tarczyński, mogło mieć miejsce, ale nie wykluczam, że to miało
związek z wyborami do europarlamentu. Ja ci załatwię, stołek ty mi
pomożesz, tylko musisz o tych gwoździkach powiedzieć.
Tak robi władza
w Polsce, kłamie i oszukuje na każdym krok. Lud głupi, nieoczytany
kupuje kit, Morawiecki ma ślinotok kłamstwa, a lud nawet nie ma
pretensji, że jest inaczej, niż miało być, bo to swój. No może w
ostatniej chwili, kiedy skoczyła wysoko inflacja do góry, ceny gazu,
węgla to ludzie trzeźwieją z PiS. Tak politycy rządzącego robią, tak jak
rozłożyli kiedyś PGR-y i zostawili ludzi na lodzie, a była to ekipa
Jana Olszewskiego, w niej Glapiński, Macierewicz, po prostu ludzie PiS.
Ludzie
są tak zakłamani, że każdej bajki można się po nich spodziewać. Plotą
bzdury, bo mają taki kaprys albo chcą, żeby ktoś ich słuchał. Ostatnio
widziałem film, jak dziennikarz przypadkowo spotkanej kobiecie na ulicy
zadaje pytanie o Kaczyńskiego. Ona opowiada, że Kaczyński człowiek
uczciwy, dumny, jest potomkiem Chrobrego, wie to skądś, że coś tam w
rodzinie wiedzą, naukowiec, historyk z Poznania, ma kogoś z rodziny
dalszej, kto ma albumy i że o na ma rację, bo jest i już – dosłownie tak
powiedziane. Zapewne, gdyby wiedziała, powiedziałaby, że potomkiem jest
rodu Piastów, ale nie wiedziała, więc palnęła Chrobrego. Założę się, że
jakby przedstawić, że mówi nieprawdę, odwróci kota ogonem i powie, że
się pomyliłam, bo chciałam powiedzieć nazwisko innego króla i będzie
szła w zaparte. Nikła wiedza z kłamstwem niestety nie idzie w parze i
szybko wychodzi na wierzch. Ludzie o nikłej wiedzy często konfabulują,
chcą podnieść swoją wartość, ego w górę, poczuć się w końcu, jak ktoś
mądry, i również w ten sposób powstają legendy, które nie mają nic
wspólnego z prawdą, a kłamstwo po wielokroć powtarzane staje się
kłamstwem. Kiedyś nie było mediów elektronicznych, nie można było w
prosty sposób zapisywać informacji, więc legendy tworzyły się jedna za
drugą, a dziś często w mediach trzeba się wykłócać i pokazywać, że ktoś
konfabuluje i mówi nieprawdę, a to często się dzieje. Wystarczy wejść na
prawego Twittera, żeby dosłownie złapać się za głowę, aż ścigają się,
kto napisze większy absurd albo kogoś bardziej obrazi. Jedna baba powie
drugiej babie, a dziad słyszał i swoje powiedział.
https://twitter.com/TworkiTv/status/1479137431425327111?s=20
Dziś mamy dostęp do informacji i każde kłamstwo łatwo jest wykryć, ale i tak w toku ogromnego nasilenia kłamstwem, jednostki mniej bystre intelektualnie dają się nabierać na każdy kit, który krąży w sieci. Przykładem są antyszczepy, czy jak to się popularnie mówi foliarze. Foliarzy nie przekonują żadne argumenty, a jeżeli są zasadne i nie do podważenia będą udawać, że nie słyszą. Dopiero zaczyna do nich docierać, kiedy z powodu ich foliarstwa umierają im osoby bliskie, matka, ojciec, córka, siostra. Znalazłem takiego ananasa, który ma śmierć matki na rękach.

Nie chcę go winić ani wytykać palcem, jednak napisał już swoje, a wydawało mu się, że jest bezkarny.

Okazało się, że jest winny. W sumie to bardzo przykre, że komuś przydarza się takie nieszczęście, bo to na pewno wielki ból stracić matkę, ale pilnie zapracował na to. W takiej sytuacji jeszcze bardziej boli, tylko trzeba mieć tego świadomość. Czy Pan Wojciech ma tego świadomość? Nie wiem, ale tak się tworzą legendy, czy różne historie, które często są wyssane z palca, tak też tworzyła się Biblia, tylko kiedyś pierwsze przekazy były z ust do ust, a więc musiały ulegać modyfikacji i fantazji przekazującego. Na przełomie setek, czy tysięcy lat może powstać każda historia, a dopiero kiedy została zapisana na papierze, czy innym nośniku staje się informacja trwałą, która nie zmienia swojej treści. Mimo wszystko, jeżeli wziąć pod uwagę, co dziś się dzieje, po tym, co teraz obserwujemy, jak ulegają modyfikacji informacje, jak powstaje dezinformacja, możemy się domyślać, jak to wyglądało w przeszłości i należy spodziewać zupełnie wszystkiego, co autor miał na myśli, na ile mu fantazja pozwoliła, w sumie w Biblii tylko brakuje kosmitów, ale to tylko dlatego, że nikomu nie przyszło do głowy, że mogą gdzieś we wszechświecie żyć istoty inteligentne. Człowiek w przeszłości nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, że Ziemia jest kulą i krąży wokół ziemi, stąd do dziś mówi się potocznie na pewne grupy społeczne negujące naukę i jej zdobycze, choćby darwinowską teorię ewolucji, w tym foliarzy, że są płaskoziemcami.


Spójrzmy
na grafikę, która prezentuje różne religie i zbieżność daty, którą
dzielą religie. Data jest związana z przesileniem słonecznym, ale to nie
wszystkie informacja, część dotyczy zmartwychwstania, inna chrztu, a
jeszcze inna dotyczy cudów.
Wszystko to tak się prezentuje, jakby
wszystkie religie miały wspólne źródło i przekaz. Były jednak zupełnie
odrębne, choć jedne z drugich korzystały. Przykładem jest pogańskie
święto drzewka, które dziś czczą katolicy. Nie ma to święto nic
wspólnego z narodzinami Jezusa, po prostu jedna religia adoptowała
elementy innej religii. Koincydencja, nie w świecie, w którym człowiek
ma zdolność do kreowania własnego świata, swoich własnych manipulacji
takie praktyki przejmowania rytuałów z jednej religii do drugiej są
czymś zupełnie naturalnym.
Nienaturalne byłby, gdyby było inaczej.
Człowiek jest istotą twórczą, która wymyśla cuda techniki, ale też słowa, stworzył humanizm, wymyślił psychologię i prawo, matematykę i współczesny świat, który co dzień obserwujemy. Nie zastanawiamy się nad tym, kiedy włączamy telefon, czytamy pocztę, ale żeby to wszystko stworzyć, musieliśmy wiele po drodze stworzyć. Jedną z rzeczy, którą stworzyliśmy, są religie, w które wierzą miliardy ludzi na ziemi.
***
Szatan, kim on jest, czy katolik, chrześcijanin, muzułmanin ma prawo się nad tym zastanawiać?
Otóż
nie, albowiem każda myśl z nim związana, jest poniekąd chwaleniem jego
wielkości, tworzenie kultu. Osoba wierząca jest biedna, bo musi
ograniczać swój umysł i nie wolno jej myśleć w kontekście boga. Co,
jeżeli role nie są prawdziwe i diabeł jest tam, gdzie bóg, a bóg tam
gdzie diabeł? Czy ktoś zadawał sobie takie pytanie? Zapewne,
niejednokrotnie, a co jeżeli diabeł jest dobry, a bóg zły?
Czy w
takiej sytuacji mamy wciąż wychwalać boga, który nas krzywdzi, ignoruje i
nie szanuje? Jako osoba wierząca nie mam prawa tworzyć jego wizerunku
we własnej myśli, a więc też nie mogę oceniać jego praw i poczynań. Jako
ateista mam tę swobodę, a nawet nie wypada nie otworzyć się na taką
wiedzę i jej analizować, szczególnie kiedy jest się osobą, która
zrzuciła z siebie piętno niewolni, kajdan na umyśle, które ją
ograniczały. Tworzy się w człowieku niczym nieskrępowany otwarty
humanizm. Zgodnie z definicją humanizm to nurt filozoficzny, który
umożliwia człowiekowi nieskrępowane myślenie, racjonalne myślenie.

Skoro
mam wolne prawo do myślenia, mam też prawo krytykować nie tylko
instytucję, ale również samą religię, boga i wszystko, co zapisane
zostało w Biblii. Jeżeli mam wiedzę i nie skorzystam, stanie się to
nieetyczne, czy nawet egoistyczne, dlatego ludzie o wolnej woli powinni
dyskutować o religii. Niestety nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę, są
ludzie, których tematyka religijna zupełnie nie interesuje. Przykładem
mogą być osoby, które zostały wychowane bez religii, jak moje dzieci,
dla których to temat nudny, nieciekawy i niewart uwagi. Nie doceniają
tego, że ich rodzic dał im wolną niczym nieskrępowaną wolę, lecz w
niczym to nie przeszkadza, ważne jest, żeby takich osób było znacznie
więcej, w końcu religia sama zacznie zanikać, bo ludzie nie będą wyrażać
nią zainteresowania.
Ma to duże znaczenie dla przyszłości ludzkości,
albowiem religia ma swoje wady, ponieważ jest punktem zapalnym, sprawą,
której lekceważyć nie należy, albowiem jest źródłem faszyzmu, który
czerpie z niej siłę. Choć biorąc pod uwagę cały świat, w tym
stwierdzeniu mogę mylić, przykładem są Chiny, bądź Korea Północna, wujek
zamienił siekierkę na kijek.
To wciąż jest dreptanie w jednym
miejscu, okazuje się nagle, że ma skłonności do tworzenia systemu
totalitarnych lub autokratycznych, a taką jest kościół i wiara. Osobom
wierzącym z powodu własnej wiary wydaje się, że są lepsi od innych.
Takie wyobrażenie ma katolik, który z pogardą patrzy na muzułmanina i na
odwrót, muzułmanin patrzy z pogardą na katolika.

Świetnie rycina pokazuje, na czym polega ów pogarda. Religia sama z siebie tworzy system autokratyczny, a przy sprzyjających wiatrach faszystowski.
Co na to bóg. No właśnie, tu odpowiedź zaczyna się w Dekalogu, bo gdzież indziej. Jestem jeden bóg, nie masz, żadnych praw, a jak krzywo spojrzysz na mnie, dostaniesz z laczka i twoje dzieci, wnuki od trzeciego, czy nawet czwartego pokolenia oberwą. Bój się niewolniku, ja wielkie panisko jestem, twój szef i władca, do tego zazdrosny i zrobię z tobą, co będę chciał, a jak mi się nie spodobasz, to ciach potop albo jakaś inna zaraza, może nawet ukamienuję.

Ciemniaku, dostaniesz pałami po dupie i nie będę się ograniczał, bo jak nie, to zabiję.
Nie jesteś mnie godzien, nie masz żadnych praw, a spróbuj sobie poszukać innego boga, to już zobaczysz, gdzie raki zimują.
Wyszło z boga całe dobro, miłość i miłosierdzie. Zobacz, jak on cię strasznie kocha, nawet pan z litości nie zabił. Zobacz jak to fajnie dla boga być mrówką, zgniecie, kiedy będzie miał ochotę, a spróbuj się nie ukłonić, zobaczysz, co to znaczy być zgniecionym. Jesteś człowieku zamknięty, jak w konserwie, gdzie nie ma dostępu do powietrza i się masz dusić z litością swojego boga, który na dokładkę powie do ciebie „Trup twój będzie żerem dla wszelakiego ptactwa latającego pod niebem i zwierza polnego. Nikt nie będzie ich płoszył albo użyje innego“ lub „morduje ludzi i sprawia im ból, sprawdza ich, a to pewna forma mobbingu, czy prześladowania. Skoro stworzył ułomnego człowieka, a jest doskonałością, to znaczy, że zrobił to złośliwie, żeby człowiek cierpiał i chorował”. Przecież to nic innego, a słowa samego boga skierowane do człowieka, za to, że zupa była za słona.

Ty
szmato, jak śmiałaś, jak mogłaś podnieść rękę, czy takie były słowa,
czy ten wyraz twarzy katolika jest pełny miłosierdzia, czy może jednak
jest odzwierciedleniem boga, który mówi „Pan dotknie cię złośliwymi
wrzodami na twoich kolanach i na twoich udach, z których nie będziesz
mógł się wyleczyć, od stopy twojej nogi aż do wierzchu twojej głowy”?
To
nic innego jak prawdziwe cytaty z Księgi Powtórzonego Prawa. Zobaczcie,
jaka wielka jest miłość boga, jaki szacunek. Wyobraźnie sobie, że nikt
was tak nie kocha, a tak naprawdę, co za absurd, oksymoron, upadek.
Dlatego jak wcześniej napisałem, nie zaglądam do Nowego Testamentu, żeby
sobie głowy nie truć i nie wyciągać odpowiednich wniosków. Dziwię się
tylko, że naród żydowski akceptuje tak obelżywy stosunek do siebie.

Skoro bóg stworzył człowieka, a ten grzeszy, to znaczy, że stwórca coś źle zrobił i powinien być za to ukarany, a nie grzesznik, lecz dzieje się zupełnie inaczej, on morduje ludzi i sprawia im ból, sprawdza ich, a to pewna forma mobbingu, czy prześladowania. Skoro stworzył ułomnego człowieka, a jest doskonałością, to znaczy, że zrobił to złośliwie, żeby człowiek cierpiał i chorował. Nie tylko cierpiał, ale i również mordował, stworzył holocaust.
W
takim wypadku należy zadać pytanie, kim jest biblijny bóg? Nikim, nie
ma go, jest wymysłem ludzkiej wyobraźni. Świadczy o tym choćby tylko
zazdrość zapisana w Dekalogu. Nienawiść i nierówne traktowanie, bo czym
jest winne dziecko, że jego ojciec był zły i miał czelność odwrócić się
do boga?
Przykładów można mnożyć i jak wcześniej zwróciłem uwagę,
warto wziąć pod uwagę, że to nie był pierwszy bóg wymyślony przez
człowieka.

Bogów
było więcej, a ten biblijny jest zazdrosny o bogów, których nie ma. Jak
też zakazuje wyobrażać sobie, jaki on jest, nie masz prawa go rysować,
rzeźbić, bo będziesz srogo ukarany a za tym twoje dzieci.
Więc
czytając Dekalog, można założyć, że bóg jest niesprawiedliwy, czy nawet
zły. Wgłębiając się w Biblię, można dojść do jeszcze gorszych wniosków,
bo oprócz tego jest nie tylko zły, ale też mordercą i homofobem.
Czy można wierzyć w mordercę i homofoba?
Bardzo
ciekawe pytanie, ale dozwolone rozważanie o nim jest tylko dla
niewierzących, bo wierzącym nie wolno, tylko to abstrakcja, ponieważ bóg
jest wymysłem ludzkiej wyobraźni. Tak naprawdę każdy ma prawo,
przynajmniej powinien mieć prawo oceniać boga i zastanawiać się nad tym,
kim jest. Dlatego wierzącemu zgodnie z tym, co Dekalog przekazuje, nie
wolno o tym myśleć, czyli rzeźbić jego podobizny. To taka sztuczka
słowna, żeby wyjść naprzeciw tego, co już zostało wymyślone i napisane,
bo w ten sposób tworzy się obraz jego, więc nie wolno o nim myśleć. Ten,
który wymyślił te słowa, miał świadomość, że myślenie o nim przyniesie
więcej szkód niż pożytku.
Jako że bóg biblijny to postać fikcyjna i
każdemu wolno dywagować kim on jest, bo nie skutkuje to niczym, ani
dobrym, ani złym. Możemy sobie myśleć o nim, co chcemy i nie tylko, czy
jest dobry, bo tego też nie wolno, ale też tym, że jest zły.
Bóg
ewidentnie jest mężczyzną, ma cechy męskie, upośledzone postrzeganie
ludzkości przez pryzmat mężczyzny, nie neutralne, rzekłbym pruderyjne i
ograniczone. Dlaczego jest mężczyzną, to bardzo proste, w przeszłości
kobiety były traktowane jak zwierzęta i nie pisały, nie tworzyły
historii, nie miały wpływu na to, jak postrzegany będzie bóg. Wymyślali
go wyłącznie mężczyźni, stąd jest ułomny i męski. Gdyby kobietom
pozwalano pisać i tworzyć, bóg byłby inny.
Gdyby bóg był prawdziwy,
nie byłby mężczyzną, nie byłby zazdrosny i nie sprawdzał ludzi, po
prostu stworzyłby inny świat, do czego doszedłem już jakiś czas temu.
Świat
stworzony przez prawdziwego boga nie byłby ułomny. Byłby doskonały i
bezbłędny, a życie w Edenie nigdy by się nie skończyło. Zaraz ktoś
zacznie udowadniać, że stworzył świat idealny, tylko potem, Ewa
posłuchała szatana. Tylko skąd w tym wszystkim szatan, no przecież
istotna doskonała zdaje sobie sprawę, co tworzy. Skoro stworzyła coś
błędnego, oznacza to nic więcej, że sama nie jest doskonała. Skoro nie
jest doskonała, można zakładać, że jest zła. W biblijnych opowieściach
morduje ludzi i jest homofobem, czyż nie?
Dobry człowiek nie morduje
ludzi i nie jest homofobem. Czyżby dzieło boskie, człowiek, który został
przez niego stworzony, jest lepszy i dobry bardziej od samego boga?
Ups, powalona zagadka o istnieniu boga.
Dobra,
drążymy dalej, bo skoro bóg jest ułomny, skąd mamy mieć pewność, że to
właśnie on jest nim. Skąd pewność, że nie kłamie, skoro morduje
niewinnych i nieświadomych ludzi, nie uprzedziwszy ich, że coś robią
źle, nie wyklucza tego. Skoro kłamie, a przy tym jest zły i morduje, nie
jest on przypadkiem szatanem?
Jak sobie wyobrażam boga?
Bardzo
ciekawe pytanie, gdzieś napisałem, o tym, że bóg stworzyłby zupełnie
inny świat, bez błędów, sprawdzania, kontroli, morderstw i kłamstwa.
Po
pierwsze bóg byłby ojcem dobrym i sprawiedliwym. Co charakteryzuje
dobrego ojca? Przede wszystkim nie nienawidzi, nie patrzy z pogardą na
swoje dzieci, nie karze ich, tylko im tłumaczy, nie stosuje przemocy,
pozwala na to, żeby wyobrażać sobie go, a już na pewno nie morduje. W
żaden sposób do mojego wyobrażenia od dobrym ojcu bóg nie pasuje, a
skoro ja jestem stworzony na obraz i podobieństwo mam prawo oczekiwać,
że bóg jest dobry. Mam następny dowód na to, że bóg jest fikcją
literacką stworzoną przez ludzi nieświadomych nowoczesnej psychologii,
niemających zielonego pojęcia o wychowywaniu dzieci, bo robiły to za
nich kobiety, a te nie tworzyły Biblii, z racji tego, że były traktowane
niczym zwierzęta i wory rozpłodowe.
Czy więc to jest możliwe, że bóg istnieje?
Widać, że nie, a na pewno ten bóg nim nie jest. Blisko mu szatana, a może to szatan jest bogiem. Abstrakcja, czyż nie?
Nie
można tkwić w religijnym amoku, bo to nie ma sensu. Boga nie ma, nie
było i nie będzie, a jeżeli istnieje, nie jest to bóg biblijny, więc
również fikcją jest wiara katolicka.
Jeżeli nawet istnieje bóg, nie
jest nim starotestamentowy, a skoro ten jest wykluczony, również
wykluczony jest Jezus. Nie zakładam, że nigdy nie było Jezusa, bo bardzo
prawdopodobne jest, że ktoś taki istniał, ale nie był bogiem i tylko
zostały po nim jakieś legendy. Ostatnio czytałem gdzieś, że jego ojcem
był Pantera, niemiecki żołnierz, którego grób odnaleziono właśnie w
Niemczech. Skoro Jezus był Niemcem, to polscy faszyści się zachlastają i
zaczną wierzyć w świętą amebę. W sumie nowa wiara niczym nie będzie się
różniła od starej. Ludzie wierzący będą wciąż przekonani, że to oni
mają rację, bo im się coś wydaje. Mnie się kiedyś też wydawało, że bóg
istnieje. Nawet wierzyłem, że patrzy na mnie. Z czasem przestałem w
niego wierzyć i wyparłem go z własnej świadomości. Nie tak wcześnie, bo
moje dywagacje na ten temat zaczęły się w wieku nastoletnim, choć
wcześniej też miewałem wątpliwości. Na pewno czytanie Biblii
spowodowało, że odsunąłem się od wiary. Również do tego przyczynił się
pontyfikat papieża Jana Pawła II, któremu nie można wybaczyć tego, co
wyprawiał w Watykanie, ludobójstwa w Ruandzie, Kanadzie, pedofilii,
Degollado, McCarricka i legalizacji pedofilii w Watykanie.
Przede
wszystkim Jan Paweł był celebrytą, aktorzyną i gwiazdorem, który
stworzył swój kult. Gdyby to coś miało wspólnego z wiarą, na pewno
inaczej zachowywał się, na pewno nie odciągałby ludzi od boga do siebie,
a spotkania z ludźmi miałyby inny wymiar. Tylko że on miał świadomość
tego, co piszę i cały jego pontyfikat był grą pozorów, niemających nic
wspólnego z bogiem.
Do swojej niewiary dochodziłem kroczek po kroczku, w końcu zupełnie zerwałem z kultem i wyobrażeniem sobie boga.
Oprócz wątpliwości do istnienia boga zacząłem myśleć o klerykach, kto kieruje swoje kroki, ażeby wyświęcić się na księdza.
Odkrywam wiele zależności, powiązań i zachowań. Najbardziej dotkliwy dla osób wierzących jest niepisany mariaż kościoła z władzą w Polsce.

Ludzie
z wrogiego Polakom obozu rządzące tańczą w kościołach, klękają, piękne
miny robią do kleryków, dają ogromne pieniądze na fundusz kościelny,
dają im włości i ziemię, choćby ostatnio na Świętym Krzyżu, finansują
lekcje religii, a także program nauczania w szkole próbują ukierunkować
na religijny, chronią kleryków przed prawem, szczególnie pedofilów,
prokuratorzy zamiatają sprawy po dywan, szykanują ofiary, bądź starają
się nie dopuścić do tego, żeby ofiary wszczynały procesy o wykorzystanie
seksualne, żeby nie żądały zadość zadośćuczynienia, ażeby przypadkiem
kościołowi włos z głowy nie spadł.
Przy okazji korzystają na tym nie
tylko pedofile kościelni, ale tacy zwykli, jak to mówią, murarz
najczęstszym pedofilem, bo tak rzeczywiście jest. Najczęściej dziecko
wykorzystuje wujek, czasem tatuś, konkubent mamy albo ktoś blisko
związany z dzieckiem. Przypadki można mnożyć, zjawisko spotykane w
Polsce. Prawicowa władza w Polsce chroni pedofilów, nie dopuszczając do
wprowadzenia edukacji seksualnej w szkołach, albowiem tym sposobem,
właściwie to jedyny sposób można zapobiec pedofilii. To jest bardzo
prosty mechanizm, który polega na tym, że dziecko świadome opowie w
szkole, że jest molestowane lub nawet gwałcone przez osobę dorosłą.
Dziecko nieświadome daje się zastraszyć pedofilowi i nie przyznaje się
do tego, że ktoś mu robi krzywdę. Jeżeli będzie świadome i wyedukowane,
nie da się zgwałcić, a jeżeli dojdzie do takiego czynu, naskarży
nauczycielowi, czy osobie, która prowadzi zajęcia edukacji seksualnej.
Potem można się już spodziewać odpowiedniej pracy organów ścigania.
Zapewne tym sposobem można wyeliminować znaczną większość przypadków
pedofilii. Nie napiszę wszystkich, bo gwałciciele nie liczą się z
prawem, ale chociaż zostaną skazani za gwałt na dziecku.
Takie
podejście do sprawy szczególnie zamknie drogę do dzieci pedofilom w
sutannach. Prałat Jankowski latami wykorzystywał dzieci, bo one nie były
świadome, nie było lekcji edukacji seksualnej, do tego ludzie
nieświadomi bronili pedofila, co już zupełnie przekracza wszelkie normy
obyczajowe.
To nie jedyna przyczyna, dla której nie wprowadza się
edukacji seksualnej do szkół, bo też powodem jest inna przyczyna. Smutne
jest to, że jakieś przyczyny są ważniejsze w Polsce niż dobro i
bezpieczeństwo dzieci. Nie trzeba tłumaczyć, jakie zostawia ślad gwałtu
na dziecku, który ciągnie się na dorosłych często przez całe życie i
uniemożliwia im normalne życie. Zwyczajne świństwo wobec polskich
dzieci. Winni są klerycy, jak również władza w Polsce.
Przyczyną,
żeby nie uświadamiać dzieci o ich seksualności, jest homoseksualizm. Nie
dlatego, że coś złego jest w homoseksualizmie, a dlatego, że dzieci,
czy młodzi ludzie zrozumieją, dlaczego nie czują pociągu do płci
przeciwnej. Kościół dzieciom, młodzieży wmawia, że nie ma czegoś takiego
jak homoseksualizm, a jest powołanie, ale to nie jest prawda. Zawsze
tak kościół postępował, przez setki lat. Ludziom wydawało się, że nie
chcę partnera płci przeciwnej, bo kochają bardziej Jezusa albo Maryję.
Kościół
jednak w ostatnim czasie przegrywa z dostępem do wiedzy, kultury
zachodniej, która odkryła to wiele lat temu, choć nie tak dawno temu.
Młodzi ludzie widzą to na filmach, czytają różne treści w internecie i
nie chcą iść na księdza, szukają partnera, z którym chcą żyć.
Jędraszewski wyzywa tych ludzi od tęczowej zarazy, bo za swój symbol
osoby LGBT przyjęły tęczę.
Internet,
dostęp do kina, telewizji, badań naukowych spowodował, że proces
odchodzenia ludzi od kościoła rozpoczął się bez względu na otaczającą
rzeczywistość. Ludzie mający wpływ na edukację nie widzą tego i stoją
przy swoim, nie chcą ustąpić i nie dopuścić do lekcji edukacji
seksualnej dla dzieci w Polsce.
Kościół upadnie poprzez rewolucję
kulturalną spowodowaną dostępnością mediów i wiedzy. Dziś uświadomiony
gej chce żyć z gejem, a nie z Jezusem, stąd zanik powołań w kościele.
Z
drugiej strony, cwana sztuczka, wmówić ludziom, że kochają Jezusa.
Gejom to nawet się podobało, bo Jezus jako męska postać spełniał ich
homoseksualne marzenia. Mogli kochać bez opamiętania męską postać i nikt
im się nie przyglądał, że Zosia ich nie kręci. Każdy heteroseksualny
facet wie, jak bardzo Zosia kręci i o niczym innym nie marzy, a gej ma
bardzo duży z tym problem, bo bliższe spotkania, zbliżenie nie sprawia
mu przyjemności. Zresztą mizoginia stąd bierze się w kościele, bo jako
geje mają stosunek obojętny do kobiet i nie pragną bliskiego kontaktu z
dziewczyną, a często nawet wrogi. Jeżeli są uczciwi, nie mają żadnego
kontaktu seksualnego z innymi ludźmi, co rodzi w nich frustrację i
nienawiść. W końcu nienawidzą kobiet, bo uważają, że one są przyczyną
ich nieszczęścia.
Kiedyś nikt się nie przejmował tym, że ludzie,
klerycy w kościołach cierpią, ci uczciwi szczególnie, ci zakłamani nie
oszukujmy się, bawili się, zakładali, do dziś zakładają zmyślne koronki,
falbanki, stroje szyte w salonach mody dla księdza, a po kątach, kiedy
nikt nie widzi, łapią się za genitalia i uprawiają seks. Czasem starsi
gwałcą młodszego niedoszłego kleryka, a jeżeli ten się nie sprawdzi, nie
dostanie święceń. Bardzo ciekawym opisującym zjawisko homoseksualizmu
dokumentem, a w zasadzie książką jest „Sodoma…” Frederica Martela, który
ten proceder opisuje dość dokładnie. Opisuje życie w Watykanie, o tym,
jak klerycy korzystają z usług prostytutek, ale też wielkich miłości
kleryków między sobą, kompletnym zakazie kontaktu z kobietami, co jest
dziwne, czy fragmentów z życia zboczeńca, pedofila, człowieka o kilku
twarzach, z kilkoma różnymi, na różne nazwiska pedofilem, który
wykorzystywał własne dzieci Marciala Maciela Degollado z Meksyku. Jednym
z wniosków, jaki można wysnuć po przeczytaniu lektury, takim, który
również nasuwa jej autor, jest stwierdzenie, że w kościele jest
wszystko, tylko nie ma ludzkiej miłości, iże miłość jest tam piętnowana i
niemile widziana. Oczywiście miłość wśród dorosłych ludzi, którym
kościół łamał życie.
Nic dziwnego, że w kościele są ludzie zgorzkniali i nienawidzący świata oraz ludzi jak Jędraszewski.
Na
szczęście kościół spóźnił się, nie zorientował na czas i również w
Polsce czeka go upadek, a pójście z władzą ręka w rękę tylko przyśpieszy
moment upadku kościoła w Polsce.
Komentarze
Prześlij komentarz