Kościół w tabletce
Nasza jedna z bardziej sympatycznych autorek wpisów na Twitterze poczyniła poniższy wpis.
Bardzo poniekąd słuszny, bo walka z hipokryzją powinna zawsze mieć miejsce i tu jest bardzo słuszna uwaga, bo tam ludzie umierają, a tu w złocie mieszkają.
Najgorsza jest sama struktura wiary, która dopuszcza myśl modlenia się za kogoś i mówienia o tym, jakby się coś szczególnego zrobiło dla drugiego człowieka. Słowo samo w sobie dla drugiego człowieka może być czymś bardzo cennym i ważnym. Tylko że jeżeli komuś życzyłem coś dobrego, to nie znaczy, że zrobiłem coś dla niego. Nie mylmy pojęć, życzenia, a czyny to dwie różne osobne kwestie, które są zmieszane po to, żebyśmy pokornie klęczeli w kościołach. Wtedy taki przekaz ma moc, my się pomodliliśmy, wierni biorą sobie do serca, sami się modlą. Choćby przyszli do potrzebującego i nawet słowa nie powiedzieli, to już byłoby więcej niż pomodlić się za tego kogoś.
Wygoda ludzka przede wszystkim. Najlepiej posiedzieć na wygodnym fotelu i mieć wszystko w żupie. Pardą, w dupie.
Fotel można na klęcznik zamienić. *
Potem na głos do swoich najukochańszych przyjaciółek pani Grażynka zaczyna dyskusję.
– O kochano Krysiu, tak się modliłam, żebyś nie była głodna.
Krysia na to.
– Oj moja kochana Grażynko, jak bardzo dziękuję za to wszytko, co dla mnie w pocie czoła, znoju i trudu, żeś zrobiła, o Chryste panie, ale ciągle jestem głodna – Grażynka w sercu sobie myśli, no co za bezczelna szmata, jeszcze ma czelność mi wypominać, że jest głodna, na końcu Krysia się żali – tak bardzo pusto w moim brzuchu, taka jestem biedna, nieszczęśliwa.
Krysia spogląda w oczy sąsiadki i po chwilowej dyskusji, Grażynka opowiada o tym, jak musiała chleb wyrzucić, bo nie jadła, gdyż się modliła. Taka była biedna, że już chleb do kosza poszedł.
Wyobraźmy sobie, że skądś bierze się zakłamanie społeczne i wyobraźmy sobie dialogi między ludźmi. Dialogi, których sami często jesteśmy świadkami, choćby tylko na spotkaniach rodzinnych.
Skoro wiara niesie zło, to może lepiej jej nie praktykować w ogóle albo nawet zakazać?
Nie lubię zakazywania, bo zazwyczaj, tak samo jak przymus przynosi skutek odwrotny. Im bardziej religijność jest przymusowa, tym mniej osób jej pożąda. Walka o świeckie państwo powoli uświadamia społeczność, że kościół i wiara są tylko bajką dla baranów.
Przykre być baranem, ale to ksiądz wypowiada się na swoich rytualnych maszach o baranku bożym, a nie ja. Ja tylko stoję z boku i jestem obserwatorem.
Kościół w tabletce i taki będzie tytuł mojego wpisu.
Co zrobić dla bliźniego, żeby nic nie zrobić. Myśląc tak trzeba być jednostką negatywną, a przecież wiara w Chrystusa ma przynieść dobro, a nie nieść zło.
Teraz jeszcze raz spójrzmy na ten sam obrazek. Przyjrzyjmy mu się dokładnie, szczególnie zwróćmy uwagę na charakterystyczny przepych po lewej stronie.
Jak u Boga za piecem, ażeby ludziom wydawało się, że tak u niego jest.
Religia to jeden wielki eksperyment społeczno—psychologiczny, często cynicznie patrzący na sprawy ludzkie, bo jego celem nie jest pochylenie się nad człowiekiem i jego losem, a zyskaniem jego aprobaty, co często jest nazywane wiarą, ale to jest mylne spojrzenie.
Nie ma czegoś takiego, jak wiara. To jest pewna szczególna wiedza wpajana człowiekowi na siłę od najmniejszego niemowlaka. Wiedza przekazywana przez rodziców, dziadków, z pokolenia na pokolenie, którzy byli wcześniej do tego przeszkoleni w kościele, w konsekwencji wykorzystania do indoktrynacji swoich najbliższych. Coś okropnego i nie tylko pozornie, bo to jest dosłownie cała fala manipulacji, którą określiliśmy, jako indoktrynację religijną.
W pewnym wieku wyrośniętych dzieci kościół przejmuje rolę rodziców i zaczyna indoktrynować je. Dzieci po chrzcinach w wieku niemowlęcym, zaczynają chodzić już nie tylko z rodzicami na mszę do kościoła, ale też na religię, gdzie są w różny sposób bałamucone, strachem, nadzieją, mieszanie jednego z kolejnym, tak na przemian, żeby wywołać skutek rozdwojenia jaźni.
Rozdwojenie jaźni jest niezbędne do tego, żeby wywołać u człowieka religijnego uczucie wiary. Człowiekowi zaczyna wydawać się, że coś, na co nie ma żadnego dowodu jest prawdziwe.
Bóg jest tego elementem. Dlatego u wierzących jest bardzo różny. Nie zawsze chrześcijański.
Ten bóg w ich wyobrażeniu, czasem bywa bardzo zły. Niesie negatywne odczucia, bo on staje się wbudowany w wewnętrzne ego. Człowiek religijny dzieli się, wyznacza granice, bo ten, ta osoba, ten ktoś nie jest z nami, na przykład z muzułmanami, a nawet ateistami, a to już jest pewna forma zła. Chrześcijanina obowiązkiem jest przyjąć na siebie zło, a nie dawać go. Nie będą słuchać o nastawieniu policzka na cios, tylko sami, czasem zamordują.
Zrozumienie istoty wiary, to jest odkrycie tych czynników warunkujących czyjeś przekonania.
Gdyby było inaczej, przekonania nie miałyby innego znaczenia, a wiara przychodziła sama do człowieka, czego dowodem nie byłyby dzieci ateistów, które wiarę w Jezusa mają na równi z wiarą w Zeusa. Przykładem są moje dzieci, których nigdy nie zetknąłem z wiarą w boga, nie rozmawiałem o niej w sposób przekazania wiary, a jako ciekawostkę naukową dopiszę, że człowiek, który nigdy nie był indoktrynowany religijnie wiarę przyjmuje jak mity greckie i wierzenia Egipcjan.
Dzieci nie mają najmniejszej cząstki wiary.
Teraz powróćmy do pierwszego obrazka, który reprezentuje zwierzchnika kościoła. Tron ze złota i przepych jest zaplanowany z premedytacją. Mówią o umiarze, ale jego nigdy w kościele nie było, bo zawsze było na odwrót. Różne gotyckie i barkowe kościoły, katedry i bazyliki. Ten przepych ma jeden cel, żeby u niewolnika wywołać wrażenie wielkości boga. Bałwochwalstwo w czystej postaci. Złoto dla złota, sam czysty złoty cielec, po to, żeby wyłudzić coś od innych.
Nawet gdyby był jakiś bóg, to na pewno nie będzie w kościele rzymsko—katolickim i nikt tego nie udowodni, a są takie moje przekonania. Na zdrowy rozsądek i związek przyczynowo—skutkowy.
Czysty złoty cielec, na którym siedzi papież, a ludzie im ufają, to jest właśnie kwintesencja wiary.
Ufają im, bo jest tam czysty złoty cielec!
Ludzie zachwycają się złotem, dobrobytem i dlatego tam jest ten tron, a to pokazuje, jak bardzo obłudna jest ich wiara. Gdyby tam była bieda, głód i słoma, nie byłoby tam nigdy jednego katolika. Nikt nogi by nie postawił w kościele, chyba że miałby z tego jakieś profity i został zmuszony do zganiania trzody na miejsce. Tak jak aktualna władza w Polsce.
Kościół budując swoją sektę nie kieruje się interesem boga, on chce bogiem być, co mu się przy pomocy różnych sztuczek skrzętnie udaje i jest wykorzystywane przez wielu hierarchów kościelnych.
Jeszcze dodam, że to jest taka sztuczka psychologiczna.
Szczególnie działa na biednych, którzy łakną dobrobytu, pieniędzy, złota i jak widzą dobra na tle religijnych symboli, wtedy im się lepiej robi, czują to bogactwo i kojarzą z wiarą. Kościół będzie robił wszytko, żeby nie było nam dobrze, ale nawet jeżeli Jezus jest prawdziwy, czy przyjmie do swojego królestwa osoby, aż tak obłudne i jeszcze osoby nieświadome. Jak zwierzątka, kotki i pieski do nieba oraz karaluchy?
Karaluchy też nieświadome. Gdyby były świadome, przyjęłyby chrzest i komunię...
Dziękuję,
Słowo na dzielę.
* Jako ciekawostkę dodam, że pisarze, tłumacze pracują na klęcznikach, co jakoś skojarzyłem i wydało mi się to śmieszne, bo ateiści lądują na klęcznikach. Są takie specjalne biurowe klęczniki. Potrzebne ze względu na choroby zawodowe, choć ja przyznam, że najlepiej pozbyć się krzesła i w pracy być na stojąco. Potrzebne do tego jest wysokie biurko, żeby ręce mogłyby na nim wygonie leżeć i można było bez uszczerbku na zdrowiu pisać.
Komentarze
Prześlij komentarz