Fajne zabawy z niewybuchami
Fajne zabawy z niewybuchami.
Zabawy z niewybuchami obserwowałem w przeszłości, w swoim malutkim dziecinnym świecie. Obrazy, jak z horroru, gdzie chłopcy rozpalali ogniska i wrzucali do nich naboje oraz niewybuchy, więc ku przestrodze wpadłem na to, że opiszę wam krótką historię z życia na służewieckim osiedlu.
Było to na Mokotowie w Warszawie na jeszcze nieistniejącej ulicy Modzelewskiego, bo tam wtedy nie było ulicy, były łąki i pola, na wysokości ulicy Bełdan, obok budynków uniwersytetu, ale bliżej „byłej” wytwórni filmów Czołówka.
Kombinat budowlany wykonał tam głębokie wykopy pod budowę rurociągów, które prawdopodobnie miały doprowadzać gorącą wodę na Ursynów. Miejsce wyglądało jak wielki plac budowy, niektóre wykopy miały po kilka metrów, a inne były naprawdę imponująco głębokie i miały po kilkadziesiąt, a po spojrzeniu w dół wywoływały nawet dreszcze, jakby spojrzeć w wielką przepaść. Koparki też specjalistyczne, bo były to takie łychy na linach, które mogły zjeżdżać głęboko w dół.
Dzieciarnia z dzielnicy się tam zbiegła, bo fama poszła, że w wykopach można znaleźć naboje. Dzieciaki harcowały od świtu do nocy, żeby zebrać jakieś niewybuchy i naboje. Potem te naboje wrzucały do ogniska i patrzyły, jak strzelają, co było dość widowiskowe. Komuś w pobliskim bloku szyba poleciała, była milicja, rwetes i afera, kto to zrobił? Zazdrościłem chłopakom, bo mieli naboje, ale trochę się peniałem, więc trzymałem się od zabaw z daleka. Na szczęście nikomu po strzelających niewybuchach nic się konkretnego nie stało, ale nie znaczy, że nie obyło się bez ofiar śmiertelnych.
W jednym kilkumetrowym wykopie dzieciaki podkopywały ścianę i obsunęła się ziemia, a potem zasypało kilku chłopców. Ludzie ruszyli na ratunek, ale kilku nie przeżyło.
Zrobiła się z tego wielka tragedia, ogromne poruszenie, przyjechała telewizja z kamerami.
Potem dozorczyni pobliskiego bloku stała się gwiazdą telewizyjną.
Wtedy dzieci nikt nie pilnował, co czasem tak się kończyło.
Komentarze
Prześlij komentarz