Nepotyzm
No co Ty, jednak cymbał, a ja myślał, że sowiet, a to gamoń, bezmózgowy dureń.
Wszędzie jest taki bajzel, że nad niczym nie panują.
Ktoś w grze w karty powiedział, sprawdzam i nas ograł, ostały się kalesony, bo już ciepłej wody ni ma nigdzie, krople ostatnie, letnie spadły, a ministerstwo, to teraz wielkie pany i wymyślają, jak za wszelką cenę obniżyć dochody przedsiębiorcom i cymbały znalazły sposób, tylko trzeba obniżyć przychody na miesiąc.
My po prostu mamy "miszcza" świata, mordy nie skazane, niczym dziewice za premiera idiotę mamy. Bajzel jest wszędzie, bo nepotyzm go zżera. Członków rodziny i PiS maszyny, pociotki, bratanki, kolesie, kanalie, mendy, Ordo Iuris i uf, co jeszcze, niczym lokomotywa, która kiedyś pędziła dziś powoli puszcza cugle, pantograf zardzewiał, węgla nikt nie dorzuca, skończyła się para, inflacja w gwizdek, koła się już nie toczą, maszynista zdenerwowany, wody nie ma, nawet zimnej nigdzie kropla nie leci, przedsiębiorstwa stanęły, niedziele zabiły handel i zrobiło się ciepło, zatrzęsły im się portki, chmurki odeszły, pot, z karku woda się leje, czerwony burak na prezydenta po trupach jedzie, a potem morze wyschło, rzeki stanęły, wody zaraz nie nigdzie nie będzie, maseczki, niczym burki noszą, takie życie. Maszyny stanęły, ostatnie fabryki kurze ocierają od dobrego roku, kłopoty, kłopoty zatorami się zablokowali, a nawet im huty stanęły, piece wygaszają, odeszli robotnicy, nie będzie tramwai. Fachowcy na bruku, wszyscy po kolei, każdy za jednym i drugim, a później, jak tor, trakcja kolejowa na kanwie głupoty, kompletnie bez głowy, resztek rozumu zostają wnet same miernoty, przegonią dobre i złe nazwisko, każdego, który ma wolną wolę, a nawet Wojciech Mann odszedł, a przecież nie z księżyca, po prostu z radia, bo teraz my pany, uchu, łubudu, przypierdolimy wam "takie sztukiem", że wam brody poopadają, gęby się skrzywią, zardzewieją zęby, bo o to nadchodzi parodia Zenka, czy już drogi Panie słychać, beztalencia walą głośno buciorami — teraz słuchać wypada, to żadna eskapada, nasza duma narodowa, kompletna bez ucha siara, same byki, siadaj głąbie, pała. Skarżyła mi się jakaś starsza Pani, bardzo miła, najmilsza z najmilszych, ostatnia z miłych, milsza niż jasny księżyc — skarży się, że teraz telewizja straszna, obleśna jak ciągnąca się gumka, spleśniała ziemia z chlebem, którym dzielisz się z Jezusem, kiedy szczury od niego padają, oby nic nie było słychać i ciągle, ciągną Zenka, umcyk tra la la. Pani biedna szału dostaje, telewizora nie używa, zniesmaczona, jak emerytka, została przez PiS i jego inflację bardzo okradziona, bo widzi gołym okiem, że wszystko zdrożało i to bardzo znacznie. Jakiś jeden poseł Rafał Bochenek, jeden z rządowych pociotków chwalił się, że benzyna tania i wina Tuska, choć tak nie powiedział, a że dziesięć lat temu ropa była droga, to prawda taka, że tego biednego człowieka ceny ropy na rynkach były bardzo wysokie, tylko nie zauważył, że przy takich samych cenach hurtowych, bardzo niskich 24 za dolara ta sama gadzina teraz kosztuje ponad cztery złote, a wtedy za ropę 2,45 i za benzynę 3,2 złotego. Gdzie złotówka wyparowała, czy PiS aż tak kradnie, gdzie są te pieniądze, co jest, że tak drogo, że tak tanio? W ogóle to gdzie są wszystkie miliardy z VAT? Nie ma, więc co premier kradnie, przecież mówił, że Tusk kradnie, a tu nie ma Tuska i "piniędzy tyż ni ma".
Skąd ci ludzie tacy są, dlaczego oni są tacy głupi i straszni, niech ktoś mi wytłumaczy, bo się gubię i zamyślam, co za idioci, ale oni oprócz tego są cyniczni i są zwyczajnie źli. Skąd biorą swoją nienawiść i dlaczego jej tak dużo wokół nich, wokół kościoła, myśliwych i drwali, dlaczego nie widzą czyjegoś cierpienia i nie dociera do nich, że zabija. Na początku zabijali tylko drzewa, a potem zabijali owady, bo dopuszczali świadomie środki ochrony roślin, które zabijają pszczoły i inne owady, potem rzucili się na zwierzynę w lesie, w tamtym roku zatłukli kilkaset tysięcy ptaków i prawie całą populację dzików. Mordują wilki, a nawet na żubry polują, bez zastanowienia, że to żyje, chce żyć, nie dałeś mu życia chamie, żeby zabierać, twoje przykazanie, nie zabijaj, a to zwierze jest jak religia odrzucona w niepamięć, kropki, mgławice w głowie albo śmierdzi, bo jak tak można mówić o miłości do Boga, a potem pójść zabijać, ale zdarzyło się tak, że przyszła straszna zaraza, która zabija, trzeba izolować ludzi, więc szykują im wybory za miesiąc, żeby cały naród zarazić i zabić, jak najwięcej ludzi. Dlaczego im na tej śmierci zależy, a niby mówią, że aborcja zła, ale oni z zimną krwią mordują ludzi. Mają tak duży bałagan u siebie, że nad niczym nie panują. W szpitalach nie ma sprzętu, maseczek, kombinezonów, respiratorów i nawet lekarzy nie ma, nie dają rady, pielęgniarek nie ma, wszystko upadło i testów na wirusa nie robią. Rosjanie mają ten sam bajzel, co my mamy, tam również nienawidzi się ludzi, więc zaraza się rozszerza, a każdy taki zgon, to śmierć z powodu niewydolności płuc. Koronawirus atakuje płuca. Nasi wpadli na pomysł, że to niewydolność serca, a jaki z tego wniosek wyciągam — bardzo łatwy do odgadnięcia, tu jakiś kacap miesza herbatę tą samą łyżeczką.
Dlaczego ci ludzie są tacy wstrętni, choćby współczuli ofiarom, a oni z zimną krwią. Duda, nic więcej nie robi jak kampanię wyborczą i lansuje się na wszystkim, zresztą bez powodu TVP nie dostała miliardów, a konkretnie, aż dwa miliardy złotych na rok — mają rozmach skurwysyny, bladzie, mogli dać pieniądze dla ludzi chorych na raka, ale to są kanalie, ostatnie łajdaki, które nie ruszą dupy, żeby człowiekowi pomóc, bo tak jak było do tej pory, czyli zawsze, żeby nóż Polakowi w plecy, jak nie rządzący, to najeźdźcy, taka historia, smutna i tragiczna, na krzyżu, przez krzyż upośledzona. Były szpitale zamykane, jeden po drugim i następnym. Lekarzy coraz mniej, a w niektórych specjalnościach zupełnie znikają, a człowiek czuje się tak, jakby ich nie było, nie wspominając psychiatrii, która na dobrą sprawę nie istnieje.
Cyniczna banda aparatczyków, dna i mułu, śmierdzącej kiszonki i stęchłej ociężałości, burdel na nepotycznych kółkach, co zaraz zacznie kończyć się śmiercią i płaczem, bólem i rozstaniem za zmarłymi i chaosem, który z tego powstanie. Ukraińcy opuszczą Polskę, pracę stracą Polacy, żywność będzie bardzo droga, to co było na granicy, splajtuje do końca i pieniędzy nie będzie dla nikogo. Skończą się datki z Unii Europejskiej, nie będzie darmowych euro, a ratowana zostanie w pierwszej kolejności strefa euro, a my będziemy musieli poczekać albo odejść i zostać samotnym pariasem, który czeka, aż go ktoś wyrucha, a tam wschodzie już się na myśl podniecają. Zmieni się wszystko, co było, a że nic niepoukładane to możemy zapłacić bardzo wysoką cenę. Nie dość, że pandemia wirusa wywróci rynek, to jeszcze nam dostanie się z podwójną mocą, ponieważ zostały przeżarte wszystkie zapasy, gdyż 500+ i złodziejstwo wydrenowało budżet tak mocno, że zaraz zeżre nas inflacja i upadnie gospodarka w kraju, co skończy się podnoszeniem podatków i następnymi bankructwami, a potem emeryci nie dostaną pieniędzy. Zniknie 500+, przywrócą handlowe niedziele i znów zaczniemy odzyskiwać państwo po upadku krótkiej i niemiłej dyktatury. Czy tak się uda, to jeszcze nie wiadomo, bo zanim ten system upadnie, może minąć dziesiątki lat? Ludzie nie będą mogli podróżować, granice będą zamknięte, każdy pod lufą, jak w Korei Północnej. Bieda i susze, walka z kułakami, głód, śmierć z głodu, Warszawa umiera, nie ma wody, nie ma jedzenia, palą się domy. Wojna się zrobi, Rosjanie nas oswobodzą i staniemy się pełnoprawnym obwodem, jak w radzieckiej..., a czy to wykluczone, że tak może być. Kto wyklucza wojnę, ten idiota, kto wyklucza okupację radziecką ten jeszcze większy osioł.
Grunt, że rządzi idiota, osioł wybrany, przez suwerena, dumnego, co powstał z kolan, tylko zapomniał, że jeszcze nie ma na portki i goła dupa dynda, aż świeci, golas groszem nie śmierdzi, zapasy oddał bajbusom, słusznie, czy nie, stać go nie było, ale musiał czymś ucieszyć suwerennią duszę, w kościele pokazać się i powiedzieć, o jaka dumna dusza, to im wszystko zawdzięczamy, idźcie głosować - lata agitacji w kościołach musiały przynieść wiele szkody. Ludzie wybrali do władzy idiotów, głupków i chamów bez zahamowań. Debili, którzy nienawidzą kobiet i dzieci, a nawet zwierząt. Usłyszeliśmy z ust wielkiego hierarchy Jędraszewskiego, że tęczowa zaraza jest taka straszna. Wmawiali idiotom, że gender to największa z największych i najpotworniejsza zaraza we wszechświecie, a tak naprawdę to chodzi o dzieci, bo ten ktoś ich nie miał nigdy, nie zrozumie, jaka to wielka miłość. Stąd nienawiść do gender, jakby objawiona prawda, lecz nie przez ojca, a jakiś wyraz gęby potwornej, wstrętnej, jadem zatrutej, zaszczutej nienawiścią do ludzi się zwraca i starszy bogiem ze śmiercią. Mówi w przekonaniu o swej słuszności, na tęczę powiedział słowo, a przecież to nie wszystko, co można jeszcze powiedzieć, można przecież powiedzieć, wypierdalaj Panie Boże, czyż tego on nie powiedział, zrównując tęczę do zarazy. Zaraz, tęczowa zaraza, kara boska koronawirus, przyszła zaraza i największe zniesie plemię bezbożników, bałwochwalców i psychicznych wariatów, którzy uwierzyli w kłamstwo. Tęczowe kłamstwo, czy szczyt obłudy, koronawirus tęczowa zaraza, tęczowe przymierze, przymierze z Bogiem, który dał człowiekowi, ten fragmencik, ten symbol, bardzo ważne znaczenie. Tęcza stała się zarazą, Bóg słucha i płacze, odrzucili moją wolę, moją tęczę, ten symbol, który idiotom dałem, więc zesłał koronawirusa i sponiewierał naród niepokorny, tylko nie wiem, czym Chińczycy, jako pierwsi, może ich pierwszych nie lubi, bo to sami ateiści, a może dlatego, że Rosjan jeszcze bardziej nie lubi i im to samo zgotował, Włochów, ale Polakom i Rosjanom zgotuje najlepsze kakao, no może Bangladesz i Indie nie opuści. W sumie Indie ze względu na Polaków, którzy tam zostaną bez pieniędzy. Będą na bruku z biedakami żebrać o chleb, bo nikt im nie pomoże, albowiem Polak nie lubi drugiego i nie pomaga, o to wiara nasza.
Wina kleru jest wielka, długo nie zamykał kościoła, bo czekał na pieniądze. Pieniędzy nie ma, proszą o przelewy, bo kościoły upadają, szczerzy zęby zaraza, mankamenty poprawia i szkoli hierarchę. Rydzykowi pieniędzy najwięcej potrzeba, bo wiecie, jak to jest, siadają potem biedacy i wyciągają te pieniądze, a bóg chytry i parszywy, ciągnie pieniążki, wyciąga dziarsko, majestatycznie, metafizycznie, banknot po banknocie, a księdzu rosną boki, coraz większe i grubsze, bezdomni przynoszą im samochody, rydzykowi samoloty i lot na księżyc w obie strony i ciągnie tak wielkie kwoty, lotów na inną galaktykę mu się zachciało i mówi do wiernych, dawać forsę, Ty chuju oddawaj złoto, więcej pieniędzy i obraz i rzeźby róbcie, nie słuchajcie ojca, ten stary i pęka ze śmiechu. Bóg pęka, fontanny powysychały, pieniądze wyżera z jednej do drugiej leci, wszechmocna bestia, przekracza płoty, mury burzy i pieniędzy szuka. Złote góry gromadzi i niebo coraz cięższe się robi od tego szmalcu ciężkie, w tonach liczyć się już nie da, bo kradnie tak od dobrych wielu stuleci. Niebo się zapada, chmury się rozeszły, czarne poszły, wyschły palmy, morze zrobiło się całe czerwone, bo krew z nieba spływa, za dużo kosztowności, wszystkie banki ograbione, Jezus woła o ratunek ojca, lecz ten paznokcie obcina i się obraża, bo ten mu Maryjkę sprowadził i teraz nie wie, co począć z dziewicą, taką wielką panią, a tu niebo się zapada, gwiazdy mrugają, krowa się nie cieli, byk z bykiem, chmury i czarne dziury, po Jezusie następni synowie, jest ich coraz więcej, niebo się zapadło i zrobiło się czarno. Płaskoziemicy opanowali planetę i teraz już nie wolno wierzyć, że Ziemia nie jest prosta, bo to w imię nowej propagandy już nie kula, lecz brylancik, płaski, taki, jak kropeczka, uczyli Zosię o średniowieczu, więc już teraz Kopernika w szkole zakazali i nadeszły czasy albo czas kreacjonizmu, bo ewolucja ustąpiła, zawstydziła się i nie miała miejsca wśród antyintelektualizmu, jedynie jest marskość wątroby i ból głowy, gdzie człowiecze upadasz, gdzie twoje miejsce i trwoga do pana niewolniku życia. Bóg już zadbał o to, żebyś nie był szczęśliwy, bo jak już będziesz dumny, że jesteś, to przypomnisz sobie, że zaraz odejdziesz, bo życie jest jak choroba, umarła dusza, człowiek bez serca, zła matka i przeminie, niczym grypa, koronawirus, bo ona jest od tego, żeby umierać, tak drogi boski swędzie nienawiści do mnie. Odwróciłeś się od człowieka, który głupieje i zabija Twoją ręką, bo to do Ciebie się modlą, gdy idą na wojnę, żeby zabić człowieka. Puki nie ma wojny, będą strzelać do dzika, trenować siły, bo jutro do człowieka jak dziś rząd zaraża wirusem Polaków wszystkich. Zbudują strefy wolne od ludzi, odhumanizują życie, zgwałcą wszystkie kobiety, zakażą im dawać i nie dawać życia. Zrobią z kobiety cipę, organy płciowe, a nie człowieka, bo biustonosze do obłędu podniesione, wystylizowane i kolorowe, upodlone i zamydlone, zamknięte i opuszczone. Domy publiczne plajtują, bankructwo jedno po drugim, Banaś cierpi i nic nie mówi, żadnych kontroli, słowa nie powie, idą wybory, pieniędzy dużo potrzeba, ksiądz otworzył mordę, lecz słowa nie powiedział, będzie wojna, a ona już jest, bo światopoglądowa, między cipą a kobietą, między tym, co między nogami. Feministki wrogiem, bo mają uczucia i chcą decydować własnym ciałem i myślę sobie, co im tak na tym zależy. Czy mają tak duże braki intelektualne, że nic nie rozumują? Przecież, jakby mieli inną twarz, jakby ona była ludzka i skierowana do kobiet, to nawet popierałby je w feminizmie i w walce o równość. W sprawach aborcji postawiłby się po stronie kobiety i powiedział, że to nie on decyduje, lecz kobieta, ale to kościół zła, który nie liczy się z drugą osobą, a tym bardziej kobietą i nie stanie po jej stronie, choćby niebo pękło, a Jezus miał czterystu synów i tysiąc córek. Stałoby się coś, a może boją się, że ów Jezus zabierze synów oraz córki i będzie wciskał ludziom na siłę.
- No weź Pan moją córkę, ładna dostojna, z pierwszej linii. Bóg zapłać, ożenisz się, dopiero zapłacisz — kupujesz córkę od Boga, a ten — niech będzie pochwalony, na wieki, wieków amen niewolnikiem będziesz moim, a potem zjedzą cię robaki. Duszy twojej nie chcę, po co mi tu ludzka łajza, straszna i nieuczciwa, bo żaden nieuczciwy, skoro we mnie wierzył, to kłamała, a jak nie wierzył, to też kłamał, bom ja Bóg wielki i zabijam, kiedy mam ochotę, jak mój ojciec, patriarchalizm, to moja miara, faszyzm moja cnota, zabiję każdego nieprzyjaciela, a ciebie ukarze do czwartego pokolenia.
Atmosfera zrobiła się licha, ciemna, trochę śmierdzi, truchła pluskiew gruba warstwa, czterdzieste drugie piętro, tak tu mieszkam, w tym mieście. Układa pieniądze na tym piętrze, bo niebo się już dawno temu zapadło i schowało ze wstydu. Parobek klęczy na kolanach i rzecze.
- Panie Boże, zabij tego dziada, mojego sąsiada - zaciska ręce i krzyczy głośno - Panie bądź sprawiedliwy, najsprawiedliwszy, niech tak kurwa z dołu już zdechnie. Panie wysłuchaj mnie, jak ci mówię, że masz ich zabić, ja zaraz idę do kościoła, modlić się będę jeszcze więcej, zabij sąsiada.
Bóg w niebie słyszy i nie wierzy, mówi o kurwa, jacy ci ludzie i to oni do nieba chcieli, a takiego wała, bo raz, że nie wezmę, a dwa, przez tego dziada mam tyle złota, że mi się niebo złożyło i nie ma i mówi.
- Dziadu głupi słuchaj jak cię kopne w dupę, to cię sąsiad wyrucha.
Dziadzisko leży, ręce wyciągnięte przed siebie i ryczy woła głosem, osła duszą i łbem wali w podłogę.
- Oj Panie zlituj się, co ja Tobie zrobił, że mnie tak kopiesz. Zawiedziony jestem, ja ci Panie wszystko złoto oddał, ja już nic nie mam, bieda piszczy, garnki puste, złota nie znajdziesz u mnie, już nic nie mam, a Ty mną gardzisz. Ja już nie wierzę w Ciebie, ja od teraz ateista jestem. Ateista, ateista..., ate.a.
Umarł.
Boga nie zobaczył, odfrunęła dusza, pusta cmentarna nocna cisza, jak obelga, klątwa, wszystko znika. Życie rozmywa się każdemu, każdy umiera, lecz nie każdy ma wbudowanego bakcyla, jakim wiara w boga i nie usłyszy głosów żadnych, jego bóstwa nie kierują w żadną stronę, arytmetyka wyboista, przez pole ostu i pokrzywy.
Przechodzi zniewolenia myśli chwila, pora wracać z kościoła i zapytać, co u Państwa. U Pani, czy ma się dobrze, dobrze się czuje, a może jest uśmiechnięta, a jak podniecona, to co ja jej odpowiem, kiedy to scena z gwoździ i noży, po których niepewnie stąpa aktor i przechodzi przez nie. Aktor się uśmiecha i mówi, że on się nie boi, bo on synem bożym. Hula wszędzie, ludzie na scenie mdleją, bo krew się leje i umiera. Schodzi ojciec i krzyczy.
- Znów się skurwił i nie żyje. Tęczowa zaraza, niech ginie.
Sprowadził drugą zarazę, tym razem zabija wszystkich i się patrzy, bo zaraz ich nie będzie, tych ludzi, ludzików, czarnych, białych i kolorowych. Na ulicach leżą trupy, zwierzęta je zjadają, ptaki, i owady, a na końcu robaki, zjedzeni ludzie, a niedźwiedzie górą. Za pół miliarda lat znów coś wyewoluuje, stworzy człowieka, który wszystko uwierzy, żeby mógł żyć, a zawsze się zdarzy mądry i idiota. Mądry idiocie powie, że ziemia płaska, a bogowie stworzyli jego głowę, żeby mógł wziąć do ręki miecz i zabić jego głowę, uciąć sąsiada. Siedzi podminowany idiota, ze zmarszczonym czołem, brudnym ciałem, zdemoralizowaną duszą i rzecze.
- Dziękuję Panicku Boży, żeś zabił sąsiada, zaraza już go zjada, oj, jaki Ty wielki i mądry - wniosek taki, że dopóki jesteśmy śmiertelni, to do tej pory będziemy pazerni - Panie wielki, w końcu zabiliśmy brata.
Sąsiad nie był taki zwykły, to brat po ojcu, który obok mieszkał, ale miał talent do handlu albo go nie miał, w zasadzie nie był niczym, ani nikim. On tu mieszkał i był uczciwy, do kościoła nie chodził, nie modlił się po każdej zbrodni, on sobie tu siedział i tupał, czasem tańcował i wódką zapijał strach nieśmiertelności. Brat jego długo myślał, że jak go zabije, to on może dłużej pożyje, a jak z bratem dzieli życie na pół, to należy przestać je dzielić i zamknąć jego życie, żeby swojego mieć więcej. Arytmetyka była mu obca, metamorfoza, awangarda to obce twory, wyobraźnia wielka, walka wkalkulowana w głowę, na płaskiej ziemi, szczepionek nikt nie używa, a słońce za nami się ciągnie, nauka w leśniczówce, a tam mieszkają panny lekkich obyczajów, nic nie rozumie, logiki nie zna żadnej, gdyż słońce wschodzi na wschodzie i zachodzi na zachodzie, on taki wielki i mądry, wstał z kolan, ubłocone spodnie, palto śmierdzi, przejechał obok sportowy koniowóz, on cały czarny potknął się znowu i na mordę leci, próbuje złapać pana, woła panie, łapie, lecz leci, wpada gębą w wodę, brudną i stęchłą, po czym się tarza z konta kąt, pieniędzy błota przetacza, krew pulsuje, głowa indeksuje zmiany, giełdowa zmora uderza, dupa boli, bo za nim pan hrabia z urzędu skarbowego dupę batem ubłocone lico bije.
Panicek siedzi i obiera zające, na zdrowie zajączku, jakie masz piękne futerko i mówi tak, od godzinki, bo wierzy mocno, że zajączek, żyje, tam u Pana, na niebie baranek krąży, to on tam przecie chodzi i tak mocno wierzy i mówi.
- Dobrze Panie, żem zabił brata, teraz będę mógł być z Tobą dwa razy dłużej, będziemy żyli nie sto, a dwieście lat razem.
Panicek, dziadzisko straszne myśli, o tym ciągle, a może by tak żonę zabić i pyta.
- Panie Boże, jeszcze Helenkę zabiję, a Ty mi dasz ze trzysta lat.
Zabił Helenkę i się modli, dziękuje, a potem zabija synów, dalszych braci żony, i nie tylko sąsiada, ale wszystkich wokół. Trafił się wariat ludzkości i codziennie klęka przed Bogiem i mówi, spieprzaj dziadu, zabić tego dziada, łachudrę i zboczeńca, mizogina i karmiciela wron.
- To my se teraz pożyjemy, jeszcze mam miliard lat życia - Staruch przesunął nogę i rzecze - Panie mój wielki, ale żeśmy porządku zrobili, już ludzi prawie nie ma.
Po czym krzyczy, a raczej wyje ze zdumienia, bo wszystkich zbił, a w sercu zrobiła się dziura, ból wielki, zawał, przebiła go strzała, wybuchła armata, rozsadza dziada, był taki wielki i bogaty, jest teraz sam i taki mały, coraz mniejszy i słabszy i mówi.
- Serce boli, bardzo boli - Nikt mu pomóc nie chce, bo nie ma nikogo - Umieram, ratujcie, nie ma was, zabiłem was wszystkich i nie ma już nikogo, miałem żyć miliardy lat, mówili mi, przyjaciele, że to nie prawda, że nie będę żył długo, a potem dalsi, lekarze i studenci, matematycy i biolodzy, a nawet fizycy jądrowi, że dłużej żyć nie będę, kazałem ich wszystkich zabić i nie ma nikogo, sam umieram, na samotność, na odrzucenie gram i upadek, upadam, amen.
Umarł, serca nie ma, okazało się, że Boga też nie ma, ciało zrobiło się zimne, twarde, jak zabite, robaki zjadły i nikt mu nic nie zrobił. Zginął następny satrapa, następny wariat, który napada na młodych. Siedzi branzel stary, żony nie ma, brata zabił. Samotny i mściwy głupiec, tego nawet nie wie, co tworzy. Modli się i prosi o więcej złości, ażeby dzieci były biedne. Od nich zaczął reformy, specjalnie zemścić się, czy chłopcy dokuczali mu w szkole? Potem przez całe życie sam, zero miłości. Nie rozumie, co to znaczy kochać, co to znaczy czuć coś do drugiej osoby. Nie wie, co to miłość, bo siedzi zamknięty na cztery spusty, kłódki, zamki, nie wychodzi z siebie, tylko udaje. Panom stają, a temu nigdy nie stanął, on nigdy nie kochał nic, niczego i nikogo. Samogwałtem zaspokajał życie, a nie miłością do partnera, do drugiego, co mu staną. Nie lubi kobiet, co widać niczym jego blade życie na każdym kroku, nie lubi siostrzenicy, choć gra pozory, pozostała po bracie, w spadku i się pląta z różnymi panami, a on biedny nie może, bo się wstydzi i jest już za stary. Nienawidzi każdego, jedynie gra pozory. Nie miał syna ni córki, nie kochał nigdy i nie rozumie, co to być dobrym i uczciwym, jak można komuś podać rękę i ciepła ze środka, bo nigdy go nie miał dać nikomu. Siedział zamknięty, bo nie wiedział, dlaczego los go tak bardzo pokarał. Skoro nie miał nigdy nikogo, nie dziwi, że gra, jak najęty. Wcześniej miał brata, którego zabił, nie ważne, że przypadkiem, on mu po prostu zrobił krzywdę i ma ten ból na barkach. Wypiera, tak jak wierzący, który wypiera prawdę i wierzy w bogów, których nie ma, człowieka głową wymyślone. Biedny stary człowiek mści się teraz na narodzie i chce, żeby jak najwięcej umarło tu ludzi. Robią wybory w pandemii i nikt ich nie powstrzyma. Zarażą następne tabuny ludzi, umrą tysiące ludzi. Od początku grają na to, żeby pandemia miała jak największy zasięg, ażeby każdy zachorował i na wybory nie poszedł, bo oni wtedy wygrają wybory i prezydentem zostanie Duda. Potem upadnie gospodarka, stanie się armagedon, nie będzie emerytur, nie wspominając o 500+.
Ludzie potracą firmy, większe firmy się zwiną, a te z zachodu zaczną się pakować i przenosić do starej Europy.
Rząd zacznie podnosić podatki, inflacja będzie afrykańska po 20% i każdy pójdzie na dno. Dno podsycone nienawiścią do ludzi, a najbardziej do dzieci, którym zabiorą przyszłość i możliwość życia w normalnym i wolnym kraju. Staniemy się Iranem Europy, który pogrąży się w takiej depresji, że Stan Wojenny będziemy wspominać z nostalgią, ponieważ tu będą ginąć ludzie, zaczną się protesty i strzelaniny, będą zakazy i nakazy, w końcu wojna domowa.
Na wszystko znajdą śrubę, czasem przykręcą, każdą śrubkę, przekręcą gwinty i spawem naprawią, swoich na luz wpuszczą, a potem to wszystko w imadle ścisną, jak niedbale bez zamysłu zwinięta zasmarkana chusteczka do nosa, wyrzucą do śmieci. Śmieci podpalą, spalą puszczę, wszystkie puszcze, osuszą lasy i zrobią tu pustynię, a potem Polacy wymrą od wojen, chorób i biedy. Chleba nie będzie, wody nie będzie i nic nie będzie. Kononowicz były kandydat na prezydenta przewidział przyszłość naszej Polski. Czemu nie daliśmy mu w zęby, a może czemu nie daliśmy wygrać, przecież od Dudy byłby lepszy, chociaż miałby dobre chęci. Inteligencją nie skrzypiał, brylantem nie był, co najwyżej, jakimś tutejszym chłopem, który nie władał płynnie językiem polskim. Duda za to, nie zna angielskiego, więc różnica żadna, jeden i drugi, w cymbałkach klawisz się zgubił, a może to cymbał, grunt, że ktoś inny trzyma pałeczki, a jeszcze inny brzmi na dudzie, głośno i donośnie.
Zarazimy cały naród, wszystkie ptaki odlecą, zostanie kamień i osty, o ile będą jeszcze jakiekolwiek osy. Obrzydłe ponure ulicy, tynki odpadający, czarne i brudne kamienice. Szarości życia wiele, same cienie i śmieci, zdezelowani ludzie, otwarte oczy, czekają na autobus do nieba, bo tu już życie straciło sens, niebo umarło, stoczyło się dno, bagno spłynęło ulicami. Nierówności społeczne zaczną mieć miejsce, z pogardą do człowieka, bo inny, semicki, pedał i gej w jednym, prostytutka, otyła dama, gwałci innym życie, bo własnego nie miała, a jedynie własne ego.
Co, żeś narodzie uczynił, oddałeś wolność za nic i straciłeś wszytko przez zbite dwie deski. Stajesz się biednym golasem, gołym, bez nadziei i szczęścia. Opanują się, uspokój, zobacz, jak zrobiło się nieprzyjemnie i drogo. Szpitali nie ma, szkolnictwo upadło, antyszczepionkowcy wrażają program naprawy służb zdrowia, a analfabeci układają program dla mniejszych. Chleba nie będzie, nie będzie plonów, dzieci uschnął, bo im nie dajecie wody. Pojawią się chwasty i wygryzą je z tej ziemi, która stanie się zaborem i miejscem męki, zasymilują was i wasze dzieci, nie będzie Polski, nadzieja jest już zbyt mała. Poddacie się, oddacie kraj bez walki, nawet na wybory nie pójdziecie, bo nie niby po co, żyć tam, gdzie jeszcze można.
Wszędzie jest taki bajzel, że nad niczym nie panują.
Ktoś w grze w karty powiedział, sprawdzam i nas ograł, ostały się kalesony, bo już ciepłej wody ni ma nigdzie, krople ostatnie, letnie spadły, a ministerstwo, to teraz wielkie pany i wymyślają, jak za wszelką cenę obniżyć dochody przedsiębiorcom i cymbały znalazły sposób, tylko trzeba obniżyć przychody na miesiąc.
My po prostu mamy "miszcza" świata, mordy nie skazane, niczym dziewice za premiera idiotę mamy. Bajzel jest wszędzie, bo nepotyzm go zżera. Członków rodziny i PiS maszyny, pociotki, bratanki, kolesie, kanalie, mendy, Ordo Iuris i uf, co jeszcze, niczym lokomotywa, która kiedyś pędziła dziś powoli puszcza cugle, pantograf zardzewiał, węgla nikt nie dorzuca, skończyła się para, inflacja w gwizdek, koła się już nie toczą, maszynista zdenerwowany, wody nie ma, nawet zimnej nigdzie kropla nie leci, przedsiębiorstwa stanęły, niedziele zabiły handel i zrobiło się ciepło, zatrzęsły im się portki, chmurki odeszły, pot, z karku woda się leje, czerwony burak na prezydenta po trupach jedzie, a potem morze wyschło, rzeki stanęły, wody zaraz nie nigdzie nie będzie, maseczki, niczym burki noszą, takie życie. Maszyny stanęły, ostatnie fabryki kurze ocierają od dobrego roku, kłopoty, kłopoty zatorami się zablokowali, a nawet im huty stanęły, piece wygaszają, odeszli robotnicy, nie będzie tramwai. Fachowcy na bruku, wszyscy po kolei, każdy za jednym i drugim, a później, jak tor, trakcja kolejowa na kanwie głupoty, kompletnie bez głowy, resztek rozumu zostają wnet same miernoty, przegonią dobre i złe nazwisko, każdego, który ma wolną wolę, a nawet Wojciech Mann odszedł, a przecież nie z księżyca, po prostu z radia, bo teraz my pany, uchu, łubudu, przypierdolimy wam "takie sztukiem", że wam brody poopadają, gęby się skrzywią, zardzewieją zęby, bo o to nadchodzi parodia Zenka, czy już drogi Panie słychać, beztalencia walą głośno buciorami — teraz słuchać wypada, to żadna eskapada, nasza duma narodowa, kompletna bez ucha siara, same byki, siadaj głąbie, pała. Skarżyła mi się jakaś starsza Pani, bardzo miła, najmilsza z najmilszych, ostatnia z miłych, milsza niż jasny księżyc — skarży się, że teraz telewizja straszna, obleśna jak ciągnąca się gumka, spleśniała ziemia z chlebem, którym dzielisz się z Jezusem, kiedy szczury od niego padają, oby nic nie było słychać i ciągle, ciągną Zenka, umcyk tra la la. Pani biedna szału dostaje, telewizora nie używa, zniesmaczona, jak emerytka, została przez PiS i jego inflację bardzo okradziona, bo widzi gołym okiem, że wszystko zdrożało i to bardzo znacznie. Jakiś jeden poseł Rafał Bochenek, jeden z rządowych pociotków chwalił się, że benzyna tania i wina Tuska, choć tak nie powiedział, a że dziesięć lat temu ropa była droga, to prawda taka, że tego biednego człowieka ceny ropy na rynkach były bardzo wysokie, tylko nie zauważył, że przy takich samych cenach hurtowych, bardzo niskich 24 za dolara ta sama gadzina teraz kosztuje ponad cztery złote, a wtedy za ropę 2,45 i za benzynę 3,2 złotego. Gdzie złotówka wyparowała, czy PiS aż tak kradnie, gdzie są te pieniądze, co jest, że tak drogo, że tak tanio? W ogóle to gdzie są wszystkie miliardy z VAT? Nie ma, więc co premier kradnie, przecież mówił, że Tusk kradnie, a tu nie ma Tuska i "piniędzy tyż ni ma".
Skąd ci ludzie tacy są, dlaczego oni są tacy głupi i straszni, niech ktoś mi wytłumaczy, bo się gubię i zamyślam, co za idioci, ale oni oprócz tego są cyniczni i są zwyczajnie źli. Skąd biorą swoją nienawiść i dlaczego jej tak dużo wokół nich, wokół kościoła, myśliwych i drwali, dlaczego nie widzą czyjegoś cierpienia i nie dociera do nich, że zabija. Na początku zabijali tylko drzewa, a potem zabijali owady, bo dopuszczali świadomie środki ochrony roślin, które zabijają pszczoły i inne owady, potem rzucili się na zwierzynę w lesie, w tamtym roku zatłukli kilkaset tysięcy ptaków i prawie całą populację dzików. Mordują wilki, a nawet na żubry polują, bez zastanowienia, że to żyje, chce żyć, nie dałeś mu życia chamie, żeby zabierać, twoje przykazanie, nie zabijaj, a to zwierze jest jak religia odrzucona w niepamięć, kropki, mgławice w głowie albo śmierdzi, bo jak tak można mówić o miłości do Boga, a potem pójść zabijać, ale zdarzyło się tak, że przyszła straszna zaraza, która zabija, trzeba izolować ludzi, więc szykują im wybory za miesiąc, żeby cały naród zarazić i zabić, jak najwięcej ludzi. Dlaczego im na tej śmierci zależy, a niby mówią, że aborcja zła, ale oni z zimną krwią mordują ludzi. Mają tak duży bałagan u siebie, że nad niczym nie panują. W szpitalach nie ma sprzętu, maseczek, kombinezonów, respiratorów i nawet lekarzy nie ma, nie dają rady, pielęgniarek nie ma, wszystko upadło i testów na wirusa nie robią. Rosjanie mają ten sam bajzel, co my mamy, tam również nienawidzi się ludzi, więc zaraza się rozszerza, a każdy taki zgon, to śmierć z powodu niewydolności płuc. Koronawirus atakuje płuca. Nasi wpadli na pomysł, że to niewydolność serca, a jaki z tego wniosek wyciągam — bardzo łatwy do odgadnięcia, tu jakiś kacap miesza herbatę tą samą łyżeczką.
Dlaczego ci ludzie są tacy wstrętni, choćby współczuli ofiarom, a oni z zimną krwią. Duda, nic więcej nie robi jak kampanię wyborczą i lansuje się na wszystkim, zresztą bez powodu TVP nie dostała miliardów, a konkretnie, aż dwa miliardy złotych na rok — mają rozmach skurwysyny, bladzie, mogli dać pieniądze dla ludzi chorych na raka, ale to są kanalie, ostatnie łajdaki, które nie ruszą dupy, żeby człowiekowi pomóc, bo tak jak było do tej pory, czyli zawsze, żeby nóż Polakowi w plecy, jak nie rządzący, to najeźdźcy, taka historia, smutna i tragiczna, na krzyżu, przez krzyż upośledzona. Były szpitale zamykane, jeden po drugim i następnym. Lekarzy coraz mniej, a w niektórych specjalnościach zupełnie znikają, a człowiek czuje się tak, jakby ich nie było, nie wspominając psychiatrii, która na dobrą sprawę nie istnieje.
Cyniczna banda aparatczyków, dna i mułu, śmierdzącej kiszonki i stęchłej ociężałości, burdel na nepotycznych kółkach, co zaraz zacznie kończyć się śmiercią i płaczem, bólem i rozstaniem za zmarłymi i chaosem, który z tego powstanie. Ukraińcy opuszczą Polskę, pracę stracą Polacy, żywność będzie bardzo droga, to co było na granicy, splajtuje do końca i pieniędzy nie będzie dla nikogo. Skończą się datki z Unii Europejskiej, nie będzie darmowych euro, a ratowana zostanie w pierwszej kolejności strefa euro, a my będziemy musieli poczekać albo odejść i zostać samotnym pariasem, który czeka, aż go ktoś wyrucha, a tam wschodzie już się na myśl podniecają. Zmieni się wszystko, co było, a że nic niepoukładane to możemy zapłacić bardzo wysoką cenę. Nie dość, że pandemia wirusa wywróci rynek, to jeszcze nam dostanie się z podwójną mocą, ponieważ zostały przeżarte wszystkie zapasy, gdyż 500+ i złodziejstwo wydrenowało budżet tak mocno, że zaraz zeżre nas inflacja i upadnie gospodarka w kraju, co skończy się podnoszeniem podatków i następnymi bankructwami, a potem emeryci nie dostaną pieniędzy. Zniknie 500+, przywrócą handlowe niedziele i znów zaczniemy odzyskiwać państwo po upadku krótkiej i niemiłej dyktatury. Czy tak się uda, to jeszcze nie wiadomo, bo zanim ten system upadnie, może minąć dziesiątki lat? Ludzie nie będą mogli podróżować, granice będą zamknięte, każdy pod lufą, jak w Korei Północnej. Bieda i susze, walka z kułakami, głód, śmierć z głodu, Warszawa umiera, nie ma wody, nie ma jedzenia, palą się domy. Wojna się zrobi, Rosjanie nas oswobodzą i staniemy się pełnoprawnym obwodem, jak w radzieckiej..., a czy to wykluczone, że tak może być. Kto wyklucza wojnę, ten idiota, kto wyklucza okupację radziecką ten jeszcze większy osioł.
Grunt, że rządzi idiota, osioł wybrany, przez suwerena, dumnego, co powstał z kolan, tylko zapomniał, że jeszcze nie ma na portki i goła dupa dynda, aż świeci, golas groszem nie śmierdzi, zapasy oddał bajbusom, słusznie, czy nie, stać go nie było, ale musiał czymś ucieszyć suwerennią duszę, w kościele pokazać się i powiedzieć, o jaka dumna dusza, to im wszystko zawdzięczamy, idźcie głosować - lata agitacji w kościołach musiały przynieść wiele szkody. Ludzie wybrali do władzy idiotów, głupków i chamów bez zahamowań. Debili, którzy nienawidzą kobiet i dzieci, a nawet zwierząt. Usłyszeliśmy z ust wielkiego hierarchy Jędraszewskiego, że tęczowa zaraza jest taka straszna. Wmawiali idiotom, że gender to największa z największych i najpotworniejsza zaraza we wszechświecie, a tak naprawdę to chodzi o dzieci, bo ten ktoś ich nie miał nigdy, nie zrozumie, jaka to wielka miłość. Stąd nienawiść do gender, jakby objawiona prawda, lecz nie przez ojca, a jakiś wyraz gęby potwornej, wstrętnej, jadem zatrutej, zaszczutej nienawiścią do ludzi się zwraca i starszy bogiem ze śmiercią. Mówi w przekonaniu o swej słuszności, na tęczę powiedział słowo, a przecież to nie wszystko, co można jeszcze powiedzieć, można przecież powiedzieć, wypierdalaj Panie Boże, czyż tego on nie powiedział, zrównując tęczę do zarazy. Zaraz, tęczowa zaraza, kara boska koronawirus, przyszła zaraza i największe zniesie plemię bezbożników, bałwochwalców i psychicznych wariatów, którzy uwierzyli w kłamstwo. Tęczowe kłamstwo, czy szczyt obłudy, koronawirus tęczowa zaraza, tęczowe przymierze, przymierze z Bogiem, który dał człowiekowi, ten fragmencik, ten symbol, bardzo ważne znaczenie. Tęcza stała się zarazą, Bóg słucha i płacze, odrzucili moją wolę, moją tęczę, ten symbol, który idiotom dałem, więc zesłał koronawirusa i sponiewierał naród niepokorny, tylko nie wiem, czym Chińczycy, jako pierwsi, może ich pierwszych nie lubi, bo to sami ateiści, a może dlatego, że Rosjan jeszcze bardziej nie lubi i im to samo zgotował, Włochów, ale Polakom i Rosjanom zgotuje najlepsze kakao, no może Bangladesz i Indie nie opuści. W sumie Indie ze względu na Polaków, którzy tam zostaną bez pieniędzy. Będą na bruku z biedakami żebrać o chleb, bo nikt im nie pomoże, albowiem Polak nie lubi drugiego i nie pomaga, o to wiara nasza.
Wina kleru jest wielka, długo nie zamykał kościoła, bo czekał na pieniądze. Pieniędzy nie ma, proszą o przelewy, bo kościoły upadają, szczerzy zęby zaraza, mankamenty poprawia i szkoli hierarchę. Rydzykowi pieniędzy najwięcej potrzeba, bo wiecie, jak to jest, siadają potem biedacy i wyciągają te pieniądze, a bóg chytry i parszywy, ciągnie pieniążki, wyciąga dziarsko, majestatycznie, metafizycznie, banknot po banknocie, a księdzu rosną boki, coraz większe i grubsze, bezdomni przynoszą im samochody, rydzykowi samoloty i lot na księżyc w obie strony i ciągnie tak wielkie kwoty, lotów na inną galaktykę mu się zachciało i mówi do wiernych, dawać forsę, Ty chuju oddawaj złoto, więcej pieniędzy i obraz i rzeźby róbcie, nie słuchajcie ojca, ten stary i pęka ze śmiechu. Bóg pęka, fontanny powysychały, pieniądze wyżera z jednej do drugiej leci, wszechmocna bestia, przekracza płoty, mury burzy i pieniędzy szuka. Złote góry gromadzi i niebo coraz cięższe się robi od tego szmalcu ciężkie, w tonach liczyć się już nie da, bo kradnie tak od dobrych wielu stuleci. Niebo się zapada, chmury się rozeszły, czarne poszły, wyschły palmy, morze zrobiło się całe czerwone, bo krew z nieba spływa, za dużo kosztowności, wszystkie banki ograbione, Jezus woła o ratunek ojca, lecz ten paznokcie obcina i się obraża, bo ten mu Maryjkę sprowadził i teraz nie wie, co począć z dziewicą, taką wielką panią, a tu niebo się zapada, gwiazdy mrugają, krowa się nie cieli, byk z bykiem, chmury i czarne dziury, po Jezusie następni synowie, jest ich coraz więcej, niebo się zapadło i zrobiło się czarno. Płaskoziemicy opanowali planetę i teraz już nie wolno wierzyć, że Ziemia nie jest prosta, bo to w imię nowej propagandy już nie kula, lecz brylancik, płaski, taki, jak kropeczka, uczyli Zosię o średniowieczu, więc już teraz Kopernika w szkole zakazali i nadeszły czasy albo czas kreacjonizmu, bo ewolucja ustąpiła, zawstydziła się i nie miała miejsca wśród antyintelektualizmu, jedynie jest marskość wątroby i ból głowy, gdzie człowiecze upadasz, gdzie twoje miejsce i trwoga do pana niewolniku życia. Bóg już zadbał o to, żebyś nie był szczęśliwy, bo jak już będziesz dumny, że jesteś, to przypomnisz sobie, że zaraz odejdziesz, bo życie jest jak choroba, umarła dusza, człowiek bez serca, zła matka i przeminie, niczym grypa, koronawirus, bo ona jest od tego, żeby umierać, tak drogi boski swędzie nienawiści do mnie. Odwróciłeś się od człowieka, który głupieje i zabija Twoją ręką, bo to do Ciebie się modlą, gdy idą na wojnę, żeby zabić człowieka. Puki nie ma wojny, będą strzelać do dzika, trenować siły, bo jutro do człowieka jak dziś rząd zaraża wirusem Polaków wszystkich. Zbudują strefy wolne od ludzi, odhumanizują życie, zgwałcą wszystkie kobiety, zakażą im dawać i nie dawać życia. Zrobią z kobiety cipę, organy płciowe, a nie człowieka, bo biustonosze do obłędu podniesione, wystylizowane i kolorowe, upodlone i zamydlone, zamknięte i opuszczone. Domy publiczne plajtują, bankructwo jedno po drugim, Banaś cierpi i nic nie mówi, żadnych kontroli, słowa nie powie, idą wybory, pieniędzy dużo potrzeba, ksiądz otworzył mordę, lecz słowa nie powiedział, będzie wojna, a ona już jest, bo światopoglądowa, między cipą a kobietą, między tym, co między nogami. Feministki wrogiem, bo mają uczucia i chcą decydować własnym ciałem i myślę sobie, co im tak na tym zależy. Czy mają tak duże braki intelektualne, że nic nie rozumują? Przecież, jakby mieli inną twarz, jakby ona była ludzka i skierowana do kobiet, to nawet popierałby je w feminizmie i w walce o równość. W sprawach aborcji postawiłby się po stronie kobiety i powiedział, że to nie on decyduje, lecz kobieta, ale to kościół zła, który nie liczy się z drugą osobą, a tym bardziej kobietą i nie stanie po jej stronie, choćby niebo pękło, a Jezus miał czterystu synów i tysiąc córek. Stałoby się coś, a może boją się, że ów Jezus zabierze synów oraz córki i będzie wciskał ludziom na siłę.
- No weź Pan moją córkę, ładna dostojna, z pierwszej linii. Bóg zapłać, ożenisz się, dopiero zapłacisz — kupujesz córkę od Boga, a ten — niech będzie pochwalony, na wieki, wieków amen niewolnikiem będziesz moim, a potem zjedzą cię robaki. Duszy twojej nie chcę, po co mi tu ludzka łajza, straszna i nieuczciwa, bo żaden nieuczciwy, skoro we mnie wierzył, to kłamała, a jak nie wierzył, to też kłamał, bom ja Bóg wielki i zabijam, kiedy mam ochotę, jak mój ojciec, patriarchalizm, to moja miara, faszyzm moja cnota, zabiję każdego nieprzyjaciela, a ciebie ukarze do czwartego pokolenia.
Atmosfera zrobiła się licha, ciemna, trochę śmierdzi, truchła pluskiew gruba warstwa, czterdzieste drugie piętro, tak tu mieszkam, w tym mieście. Układa pieniądze na tym piętrze, bo niebo się już dawno temu zapadło i schowało ze wstydu. Parobek klęczy na kolanach i rzecze.
- Panie Boże, zabij tego dziada, mojego sąsiada - zaciska ręce i krzyczy głośno - Panie bądź sprawiedliwy, najsprawiedliwszy, niech tak kurwa z dołu już zdechnie. Panie wysłuchaj mnie, jak ci mówię, że masz ich zabić, ja zaraz idę do kościoła, modlić się będę jeszcze więcej, zabij sąsiada.
Bóg w niebie słyszy i nie wierzy, mówi o kurwa, jacy ci ludzie i to oni do nieba chcieli, a takiego wała, bo raz, że nie wezmę, a dwa, przez tego dziada mam tyle złota, że mi się niebo złożyło i nie ma i mówi.
- Dziadu głupi słuchaj jak cię kopne w dupę, to cię sąsiad wyrucha.
Dziadzisko leży, ręce wyciągnięte przed siebie i ryczy woła głosem, osła duszą i łbem wali w podłogę.
- Oj Panie zlituj się, co ja Tobie zrobił, że mnie tak kopiesz. Zawiedziony jestem, ja ci Panie wszystko złoto oddał, ja już nic nie mam, bieda piszczy, garnki puste, złota nie znajdziesz u mnie, już nic nie mam, a Ty mną gardzisz. Ja już nie wierzę w Ciebie, ja od teraz ateista jestem. Ateista, ateista..., ate.a.
Umarł.
Boga nie zobaczył, odfrunęła dusza, pusta cmentarna nocna cisza, jak obelga, klątwa, wszystko znika. Życie rozmywa się każdemu, każdy umiera, lecz nie każdy ma wbudowanego bakcyla, jakim wiara w boga i nie usłyszy głosów żadnych, jego bóstwa nie kierują w żadną stronę, arytmetyka wyboista, przez pole ostu i pokrzywy.
Przechodzi zniewolenia myśli chwila, pora wracać z kościoła i zapytać, co u Państwa. U Pani, czy ma się dobrze, dobrze się czuje, a może jest uśmiechnięta, a jak podniecona, to co ja jej odpowiem, kiedy to scena z gwoździ i noży, po których niepewnie stąpa aktor i przechodzi przez nie. Aktor się uśmiecha i mówi, że on się nie boi, bo on synem bożym. Hula wszędzie, ludzie na scenie mdleją, bo krew się leje i umiera. Schodzi ojciec i krzyczy.
- Znów się skurwił i nie żyje. Tęczowa zaraza, niech ginie.
Sprowadził drugą zarazę, tym razem zabija wszystkich i się patrzy, bo zaraz ich nie będzie, tych ludzi, ludzików, czarnych, białych i kolorowych. Na ulicach leżą trupy, zwierzęta je zjadają, ptaki, i owady, a na końcu robaki, zjedzeni ludzie, a niedźwiedzie górą. Za pół miliarda lat znów coś wyewoluuje, stworzy człowieka, który wszystko uwierzy, żeby mógł żyć, a zawsze się zdarzy mądry i idiota. Mądry idiocie powie, że ziemia płaska, a bogowie stworzyli jego głowę, żeby mógł wziąć do ręki miecz i zabić jego głowę, uciąć sąsiada. Siedzi podminowany idiota, ze zmarszczonym czołem, brudnym ciałem, zdemoralizowaną duszą i rzecze.
- Dziękuję Panicku Boży, żeś zabił sąsiada, zaraza już go zjada, oj, jaki Ty wielki i mądry - wniosek taki, że dopóki jesteśmy śmiertelni, to do tej pory będziemy pazerni - Panie wielki, w końcu zabiliśmy brata.
Sąsiad nie był taki zwykły, to brat po ojcu, który obok mieszkał, ale miał talent do handlu albo go nie miał, w zasadzie nie był niczym, ani nikim. On tu mieszkał i był uczciwy, do kościoła nie chodził, nie modlił się po każdej zbrodni, on sobie tu siedział i tupał, czasem tańcował i wódką zapijał strach nieśmiertelności. Brat jego długo myślał, że jak go zabije, to on może dłużej pożyje, a jak z bratem dzieli życie na pół, to należy przestać je dzielić i zamknąć jego życie, żeby swojego mieć więcej. Arytmetyka była mu obca, metamorfoza, awangarda to obce twory, wyobraźnia wielka, walka wkalkulowana w głowę, na płaskiej ziemi, szczepionek nikt nie używa, a słońce za nami się ciągnie, nauka w leśniczówce, a tam mieszkają panny lekkich obyczajów, nic nie rozumie, logiki nie zna żadnej, gdyż słońce wschodzi na wschodzie i zachodzi na zachodzie, on taki wielki i mądry, wstał z kolan, ubłocone spodnie, palto śmierdzi, przejechał obok sportowy koniowóz, on cały czarny potknął się znowu i na mordę leci, próbuje złapać pana, woła panie, łapie, lecz leci, wpada gębą w wodę, brudną i stęchłą, po czym się tarza z konta kąt, pieniędzy błota przetacza, krew pulsuje, głowa indeksuje zmiany, giełdowa zmora uderza, dupa boli, bo za nim pan hrabia z urzędu skarbowego dupę batem ubłocone lico bije.
Panicek siedzi i obiera zające, na zdrowie zajączku, jakie masz piękne futerko i mówi tak, od godzinki, bo wierzy mocno, że zajączek, żyje, tam u Pana, na niebie baranek krąży, to on tam przecie chodzi i tak mocno wierzy i mówi.
- Dobrze Panie, żem zabił brata, teraz będę mógł być z Tobą dwa razy dłużej, będziemy żyli nie sto, a dwieście lat razem.
Panicek, dziadzisko straszne myśli, o tym ciągle, a może by tak żonę zabić i pyta.
- Panie Boże, jeszcze Helenkę zabiję, a Ty mi dasz ze trzysta lat.
Zabił Helenkę i się modli, dziękuje, a potem zabija synów, dalszych braci żony, i nie tylko sąsiada, ale wszystkich wokół. Trafił się wariat ludzkości i codziennie klęka przed Bogiem i mówi, spieprzaj dziadu, zabić tego dziada, łachudrę i zboczeńca, mizogina i karmiciela wron.
- To my se teraz pożyjemy, jeszcze mam miliard lat życia - Staruch przesunął nogę i rzecze - Panie mój wielki, ale żeśmy porządku zrobili, już ludzi prawie nie ma.
Po czym krzyczy, a raczej wyje ze zdumienia, bo wszystkich zbił, a w sercu zrobiła się dziura, ból wielki, zawał, przebiła go strzała, wybuchła armata, rozsadza dziada, był taki wielki i bogaty, jest teraz sam i taki mały, coraz mniejszy i słabszy i mówi.
- Serce boli, bardzo boli - Nikt mu pomóc nie chce, bo nie ma nikogo - Umieram, ratujcie, nie ma was, zabiłem was wszystkich i nie ma już nikogo, miałem żyć miliardy lat, mówili mi, przyjaciele, że to nie prawda, że nie będę żył długo, a potem dalsi, lekarze i studenci, matematycy i biolodzy, a nawet fizycy jądrowi, że dłużej żyć nie będę, kazałem ich wszystkich zabić i nie ma nikogo, sam umieram, na samotność, na odrzucenie gram i upadek, upadam, amen.
Umarł, serca nie ma, okazało się, że Boga też nie ma, ciało zrobiło się zimne, twarde, jak zabite, robaki zjadły i nikt mu nic nie zrobił. Zginął następny satrapa, następny wariat, który napada na młodych. Siedzi branzel stary, żony nie ma, brata zabił. Samotny i mściwy głupiec, tego nawet nie wie, co tworzy. Modli się i prosi o więcej złości, ażeby dzieci były biedne. Od nich zaczął reformy, specjalnie zemścić się, czy chłopcy dokuczali mu w szkole? Potem przez całe życie sam, zero miłości. Nie rozumie, co to znaczy kochać, co to znaczy czuć coś do drugiej osoby. Nie wie, co to miłość, bo siedzi zamknięty na cztery spusty, kłódki, zamki, nie wychodzi z siebie, tylko udaje. Panom stają, a temu nigdy nie stanął, on nigdy nie kochał nic, niczego i nikogo. Samogwałtem zaspokajał życie, a nie miłością do partnera, do drugiego, co mu staną. Nie lubi kobiet, co widać niczym jego blade życie na każdym kroku, nie lubi siostrzenicy, choć gra pozory, pozostała po bracie, w spadku i się pląta z różnymi panami, a on biedny nie może, bo się wstydzi i jest już za stary. Nienawidzi każdego, jedynie gra pozory. Nie miał syna ni córki, nie kochał nigdy i nie rozumie, co to być dobrym i uczciwym, jak można komuś podać rękę i ciepła ze środka, bo nigdy go nie miał dać nikomu. Siedział zamknięty, bo nie wiedział, dlaczego los go tak bardzo pokarał. Skoro nie miał nigdy nikogo, nie dziwi, że gra, jak najęty. Wcześniej miał brata, którego zabił, nie ważne, że przypadkiem, on mu po prostu zrobił krzywdę i ma ten ból na barkach. Wypiera, tak jak wierzący, który wypiera prawdę i wierzy w bogów, których nie ma, człowieka głową wymyślone. Biedny stary człowiek mści się teraz na narodzie i chce, żeby jak najwięcej umarło tu ludzi. Robią wybory w pandemii i nikt ich nie powstrzyma. Zarażą następne tabuny ludzi, umrą tysiące ludzi. Od początku grają na to, żeby pandemia miała jak największy zasięg, ażeby każdy zachorował i na wybory nie poszedł, bo oni wtedy wygrają wybory i prezydentem zostanie Duda. Potem upadnie gospodarka, stanie się armagedon, nie będzie emerytur, nie wspominając o 500+.
Ludzie potracą firmy, większe firmy się zwiną, a te z zachodu zaczną się pakować i przenosić do starej Europy.
Rząd zacznie podnosić podatki, inflacja będzie afrykańska po 20% i każdy pójdzie na dno. Dno podsycone nienawiścią do ludzi, a najbardziej do dzieci, którym zabiorą przyszłość i możliwość życia w normalnym i wolnym kraju. Staniemy się Iranem Europy, który pogrąży się w takiej depresji, że Stan Wojenny będziemy wspominać z nostalgią, ponieważ tu będą ginąć ludzie, zaczną się protesty i strzelaniny, będą zakazy i nakazy, w końcu wojna domowa.
Na wszystko znajdą śrubę, czasem przykręcą, każdą śrubkę, przekręcą gwinty i spawem naprawią, swoich na luz wpuszczą, a potem to wszystko w imadle ścisną, jak niedbale bez zamysłu zwinięta zasmarkana chusteczka do nosa, wyrzucą do śmieci. Śmieci podpalą, spalą puszczę, wszystkie puszcze, osuszą lasy i zrobią tu pustynię, a potem Polacy wymrą od wojen, chorób i biedy. Chleba nie będzie, wody nie będzie i nic nie będzie. Kononowicz były kandydat na prezydenta przewidział przyszłość naszej Polski. Czemu nie daliśmy mu w zęby, a może czemu nie daliśmy wygrać, przecież od Dudy byłby lepszy, chociaż miałby dobre chęci. Inteligencją nie skrzypiał, brylantem nie był, co najwyżej, jakimś tutejszym chłopem, który nie władał płynnie językiem polskim. Duda za to, nie zna angielskiego, więc różnica żadna, jeden i drugi, w cymbałkach klawisz się zgubił, a może to cymbał, grunt, że ktoś inny trzyma pałeczki, a jeszcze inny brzmi na dudzie, głośno i donośnie.
Zarazimy cały naród, wszystkie ptaki odlecą, zostanie kamień i osty, o ile będą jeszcze jakiekolwiek osy. Obrzydłe ponure ulicy, tynki odpadający, czarne i brudne kamienice. Szarości życia wiele, same cienie i śmieci, zdezelowani ludzie, otwarte oczy, czekają na autobus do nieba, bo tu już życie straciło sens, niebo umarło, stoczyło się dno, bagno spłynęło ulicami. Nierówności społeczne zaczną mieć miejsce, z pogardą do człowieka, bo inny, semicki, pedał i gej w jednym, prostytutka, otyła dama, gwałci innym życie, bo własnego nie miała, a jedynie własne ego.
Co, żeś narodzie uczynił, oddałeś wolność za nic i straciłeś wszytko przez zbite dwie deski. Stajesz się biednym golasem, gołym, bez nadziei i szczęścia. Opanują się, uspokój, zobacz, jak zrobiło się nieprzyjemnie i drogo. Szpitali nie ma, szkolnictwo upadło, antyszczepionkowcy wrażają program naprawy służb zdrowia, a analfabeci układają program dla mniejszych. Chleba nie będzie, nie będzie plonów, dzieci uschnął, bo im nie dajecie wody. Pojawią się chwasty i wygryzą je z tej ziemi, która stanie się zaborem i miejscem męki, zasymilują was i wasze dzieci, nie będzie Polski, nadzieja jest już zbyt mała. Poddacie się, oddacie kraj bez walki, nawet na wybory nie pójdziecie, bo nie niby po co, żyć tam, gdzie jeszcze można.
Komentarze
Prześlij komentarz