Trochę słońca, więcej nocy. Przejrzyste niebo, jednak chmury. Aura niepogody, drwal zabija w nocy. Ścięte głowy, niepokornej sromoty. Kije się wiją, kruki wydłubują oczy. Martwej kobiety zwłoki, serce stanęło. Na ścianie cień, zniknął przerażony. Gładka powierzchnia, liczne strony. Paragrafów wieczystych, soki przejrzyste. Piach w niebie, siarczyste mrozy. Tumany zgryzoty, nadgryzione horyzonty. Nagle się wywróciły, kamienne schody. Koniec nastąpił, zawał zamroczył. Więcej złota, żadnych radości. Aksamitne drogi, donikąd kroki. Błyszczące pozory, brunatne mroki. Wodospad tęsknoty, sznur naprężony. Sprężyna pęknięta, nie ma przygody. Skrzydła oderwane, drabina bez szczebli. Puste dziury, ściśnięte dusze. Jestestwo tonie, wronie gromy. Puchate żmije, ostre pętle. Zaciśnięte światło, pustynia trwogi. Pożogi odmęty, ukryte zakręty. Istny chaos, ostatni raz. Koniec nastąpił, nie było nic.