Awaria
Żonie rozładował się akumulator w samochodzie i taka krótka historia. Stoję z boku i patrzę. Nie może uruchomić swojego samochodu, trwa to któryś dzień, tydzień i podwędza mi mój, no cóż, co poradzić. Nie jestem złośliwy, ale kiedyś zagroziła mi, żebym się nie wtrącał, po tym, jak rozwaliła oponę i felgę, jadąc bez powietrza w kole, choć wbudowane systemy ostrzegawcze informowały o zdarzeniu. Zabrała synów i przestawiła samochód za posesję. Chyba na pych próbowali. Samochód bezkluczykowy z automatycznym ręcznym, więc zagrodzili drogę, bo koła się zablokowały, a na pych nie da się tego uruchomić. Samochód stoi jeden dzień, drugi. Pytam się, czy droga będzie jeszcze długo zablokowana, w odpowiedzi dowiaduję się, że samochód jest zepsuty i będzie musiała wezwać lawetę. Biorę synów do samochodu, żeby mu się przyjrzeć. Otworzyłem maskę, ale jak to w nowoczesnych samochodach sobie można popatrzeć. Mówię do synów, że spróbuję podładować akumulator i niech przyniosą przedłużacz, po czym wziąłe...